Grali najwieksze przeboje, acz dalo sie odczuc brak piosenek Christine McVie, bo tylko World Turning i Don't Stop weszly na set liste, ale nie braklo takich hiciorow jak: Dreams, Gypsy, Go Your Own Way, Big Love czy Tusk. Ani moich ulubionych: I'm So Afraid i The Chain. Ani zaskakujacych (no, nie tak bardzo, bo set liste widzialam juz wczesniej): Storms, i solowych utworow Lindseya (Go Insane, ale w oryginalnej wersji, nie takiej, jaka zagral na The Dance) i Stevie (Stand Back, tez w oryginalnej).
Bawilam sie swietnie, mimo zatkanego nosa oraz ochrony SECCu, ktora (z wygladu i z zachowania) bardziej przypominala kapo, czy nadzorcow niewolnikow. Nie moglismy wstac i tanczyc, a o przemknieciu sie pod scene nawet pomyslec nie mozna bylo. Kolo mnie siedzial facet, ktoremu zabrali aparat, bo filmowal, a nie wolno (prawde powiedziawszy jak nie wolno, to nie wolno, na co komu nagranie Rhiannon, na ktorym nie bedzie ani nic slychac, ani nie za wiele widac).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz