Dostalam dzis w pracy maila, ktory przyprawil mnie o niekontrolowany chichot. Mail tresci, mniej wiecej, takiej:
"Szanowny organizatorze naukowego sympozjum, ktore odbedzie sie za poltora miesiaca. Z zainteresowaniem przeczytalam zaproszenie na organizowana przez Ciebie impreze i jestem wstrzasnieta faktem, ze lista prelegentow jest zdominowana przez mezczyzn, zeby nie powiedziec, zawiera tylko i wylacznie nazwiska mezczyzn! Jestem czlonkiem uniwersyteckiego wydzialu do spraw dlubania w nosie podczas pracy i europejskiej komisji do spraw roznych i czuje na sobie obowiazek zwrocenia uwagi organizatorow na ten jakze naganny fakt."
Rozesmialam sie w glos, bo z pewnoscia zaden z organizatorow odpowiedzialnych za strone naukowa sympozjum nawet nie zauwazyl, ze wsrod prelegentow nie ma zadnej kobiety. Przemawiac beda ci, ktorzy sie zgodzili i kropka. Cztery poproszone o udzial kobiety olaly nas sikiem parabolicznym (z roznych wzgledow). Gdyby sie zgodzily, to akurat stanowilyby polowe kluczowych gosci. Nie zgodzily sie i na ich miejsce wskoczylo czterech facetow, ktorym akurat pasowalo w danym terminie pojawic sie w Szkocji i za darmoche pogadac o starzeniu.
Nie chcialabym byc zle zrozumiana - nie jestem wojujaca feministka, ale sympatyczka i uwazam, ze nie ma co sobie mydlic oczu, rownouprawnienia nie ma (i moze nigdy nie bedzie), a w swiecie nauki nie ma go tym bardziej. Z tym, ze to zalezy, w jakiej dziedzinie nauki sie robi kariere - w naukach biologicznych akurat jest balans jesli chodzi o plec. W fizyce nie ma. Kiedy pracowalam na Wydziale Fizyki, to kobiet-akademikow mozna bylo policzyc na palcach jednej reki. Nie wiem, moze kobiety dostaja obrzeku mozgu, jak zaczynaja sie zajmowac fizyka, a moze po prostu sa bardziej praktyczne i wola zajmowac sie szukaniem sposobow na leczenie malarii, niz dociekanie, jakie czastki elementarne powstaly podczas Big Bangu.
Natomiast takim wojujacym feministkom, jak autorka (no, a jakze) maila, ktorego dostalam, moge powiedziec tylko tyle: nie zaczynajmy od d**y strony. Zacznijmy od tego, zeby wyedukowac kobiety, zeby chcialy zajac sie polityka, nauka czy czymkolwiek innym, czym teraz zajmuja sie glownie mezczyzni. Wyedukujmy odpowiedzialnie. Wyedukujmy tez mezczyzn, zeby sami z siebie dbali o to, zeby zaangazowac kobiety w rozne przedsiewziecia. Pultanie sie, ze akurat nie ma dostepnej kobiety-ekspertki, ktora przemawialaby na sympozjum, mija sie z celem. Gdyby nie pare anonimowych (ekhem, ekhem) kobiet, to sympozjum w ogole nie doszloby do skutku.
PS do sledzacych posty konkursowe:
Awantura o kilt
Pogoda w (szkocka) kratke
Hogmanay
Krol szkockich fast foodow
1 komentarz:
a ja myślę, że to nie tylko kwestia edukacji, ale też ambicji i priorytetów, a po obejrzeniu dzisiejszej dyskusji w brytyjskim parlamencie odważę się rzec, że i warunków naturalnych - ciężko dotrzec do adwersarzy jak się nie ma głosu jak dzwon Zygmunta;)
natomiast takich akcji jak ta z listem nie lubię - więcej to przynosi szkody niż pozytku walce o prawdziwe równouprawnienie (pomarzyć dobra rzecz;)
Prześlij komentarz