Salon Piszących w Szkocji

czwartek, 24 lutego 2011

Stick and stones

Stick and stones may break my bones but words can never hurt me.

Muszę sobie powiesić gdzieś na ścianie tę anglosaską mądrość, bo póki co leję rzewne łzy zarówno, kiedy (jak to mówią) p*%*&%ę się w szafkę w kuchni, jak i kiedy ktoś mi powie coś nieprzyjemnego.

Tak sobie myślę, że człowiek to jednak fascynująca kreacja (Stworzyciela lub natury). Że ma te wszystkie miniaturowe zakończenia nerwowe, które sprawiają, że go boli, jak się uderzy i że go boli, jak coś usłyszy - tylko inaczej, dłużej, i.... bardziej. Czasem wolałabym nabić sobie porządnego guza, albo nawet śliwę, niż usłyszeć coś, co zaboli.

Te bolące słowa też się dzielą na różne. Bo takie dziecinne: jesteś stara, brzydka i głupia oczywiście boli tyle, co potrącenie czyjąś torebką w autobusie. Chyba, że mi to mój chłop powie, to już jednak bardziej jak nadepnięcie na palec (nie mówi, w każdym razie nie wszystkie te rzeczy naraz).

Krytyka boli. Nawet jeśli konstruktywna. I prawda też boli. Trzeba rozmasować, a może nawet przyłożyć zimną łyżkę, a ból i tak przypomina o sobie przez wiele dni.

Czasem jest tak, że przełknę gorzką prawdę z gulą w gardle, ale odważnie, a innym razem dokładnie te same słowa wywołaja u mnie łzy i chęć zawinięcia się w mój snuggie blanket. Nie ma reguły - a może jest, tylko wiele. Typowy podejrzany, czyli cykl. Albo fakt, że tych konstruktywnych krytyk, życzliwych słów, albo nieopatrznych - nazbiera się cały dzban.

To nie jest tak, że chciałabym żyć w idealnym świecie, w którym złe słowa nigdy nie padają, nie wywołują złych myśli. Słowa, które ranią, wzmacniają. Czasem pozwalają spojrzeć z innej perspektywy. Nie zawsze trzeba się nimi przejmować, można zbyć machnięciem ręki i wyrzucić z głowy. Czasem trzeba przesiać, oddzielić podłość i złośliwość i zostawić sedno prawdy. Nie chciałabym też miec grubszej skóry. Bo grubsza skóra oznaczałaby brak zrozumienia wrażliwości innych, a także nieczułość na małe rzeczy, które cieszą. Chmury rozciągnięte na błękitnym, wiosennym niebie. Miły sms. Wietrzne dzwonki. Ulubiona piosenka w radiu.

Dobre słowo.

3 komentarze:

goraca pisze...

Dobry cytat, musze zapamietac obok "No one can make you feel inferior without your consent" Eleonory Roosevelt - nie zeby ktorys z nich byl w stanie zawsze zapobiec oplakiwaniu bolacych slow czy niewygodnej krytyki ;)

Kasia pisze...

Ale zawsze milo, ze ktos przed nami pomyslal, zeby sie pocieszyc. Ze juz nie wspomne, ze moj post wywolal smsa o lyzkach. Normalnie!

Unknown pisze...

Niemiłe słowa to jedno, a wyniosłe milczenie i nieodgadniony ostracyzm to też mało przyjemna sytuacja. Tak, czy tak, zawsze... wiadomo co, z tyłu. Gruba skóra dobra rzecz, przynajmniej w pewnych okolicznościach życiowych, bo wrażliwi są łatwi do odgadnięcia, a przez to narażeni na ataki. Jakoś tak wszyscy lubią dokopywać tym wrażliwszym... Żeby się lepiej poczuć czy dowartościować? Sama nie wiem. Dobrze mieć przyjaciela, któremu przy kawie lub piwie można się wyżalić i który pocieszy i podniesie na duchu.