Salon Piszących w Szkocji

czwartek, 17 listopada 2011

Zróbmy sobie... PR

Doszłam do wniosku, że (mimo skończonych kursów w tym zakresie) nie za bardzo umiem się reklamować. To znaczy wolę pokazać czym się zajmuję, np. dając Wam linki do wypocin Salonu, czy relacji z naszych spotkań albo fotkę okładki książki, niż opisując tu CZYM się zajmuję. Bo mi się wydaje, że głównie zabawą, tudzież piciem z literatek.

A można (ponoć) inaczej.

Najpierw można, że się jest cenionym pracownikiem uniwersytetu, który w rankingach światowych zajmuje 20. miejsce. No, bo prawda, możecie sobie sprawdzić, które miejsce w Googlach, a moi szefowie (były i obecny) z pewnością chętnie potwierdzą, że mnie doceniają. Wpisali mnie do aplikacji o grant i teraz biją się o podwyżkę dla mnie z kadrami. Tak? Tak.

A potem, że się jest członkiem i koordynatorem (znajdźcie mi jakieś lepsze słowo) emigracyjnej grupy literackiej (zwanej czasem bandą grafomanów, ale tego głośno nie mówimy). Grupy ambitnych, młodych [sic!] ludzi, którzy interesują się literaturą i twórczą dyskusją. Że się angażuje w szereg przedsięwzięć kulturalnych z udziałem organizacji polonijnych i konsulatu generalnego RP (też prawda, jakby nie patrzeć).

A nawet, że się wykłada o Miłoszu. Co, idąc tropem informacji w radiu Erewań jest prawdą, z tym, że nie wykłada, a czyta z kartki pięciominutowy wstęp do przedstawienia inspirowanego twórczością Noblisty. No, dobra - wygłasza się wstęp - to brzmi dumnie(j).

No. A potem się zastanawiam, dlaczego niektórzy to widzą tak, jak powyżej i uważają mnie za emigrantkę modelową. A inni z kolei w ogóle nic nie widzą, i uważają, że mi się nie powiodło i na dodatek mój chłop się nie chce ze mną ożenić.

Są punkty widzenia - i punkciki.

PS Tak, siostro, zainspirowała mnie nasza rozmowa :)

5 komentarzy:

Annette ;-) pisze...

Twoi szefowie biją się o podwyżkę dla Ciebie z kadrami, a u mnie odwrotnie - to kadry pytają mnie, czy i kiedy moi szefowie o awans i podwyżkę dla mnie wystąpią, skoro to mi się należy.

Czy Ci się nie powiodło? Skądże znowu! A bez papierka z USC też można żyć.

inna-para-kaloszy pisze...

najbardziej podoba mi sie ten ostatni osobisty watek ;)
Mnie tez zaliczaja do tych ktorym sie nie powiodlo a klasycznym argumentem jest oczywiscie brak meza i dzieci.

Anonimowy pisze...

Kaśka, to może wyjdź za mnie, albo za kogoś z Uniwersytetu, albo, albo z Salonu?:)

Kasia pisze...

Heh, no dzięki za propozycję (bigamista!), ale sęk w tym, że ja nie chcę wychodzić za mąż - cóż skoro dla niektórych życie na kocią łape oznacza, że nie mam szcześcia w miłości (co ma piernik do wiatraka?), a organizowanie Salonu - bujne życie towarzyskie :) Potęga słowa, manipulacja i propoaganda ;)

miss pisze...

skąd wiedziałaś nad czym właśnie muszę popracować?
a nie znoszę tego - naprawdę lubię widzieć rzeczy i ludzi takimi jakimi są, ale to nie czasy na mój punkt widzenia:(
trzeba mieć dobry piar buuu:(