Salon Piszących w Szkocji

niedziela, 25 marca 2012

List z Leith

Edynburg w słońcu jest najpiękniejszym miejscem na świecie, wiesz? Gdyby świeciło tu przez okrągły rok, to ceny nieruchomości na pewno byłyby znacznie wyższe.

Mnie tam jednak znacznie bardziej podoba się, że te słoneczne dni zdarzają się rzadko, po dwóch dniach haaru miasto nagle wyłania się z mgły i lśni dumnie. Pytasz, co to haar? Wódz wymyślił haar specjalnie dla pisarzy i twórców horrorów. Haar to gęsta, tajemnicza mgła, która napływa nad wschodnie wybrzeże Szkocji znad Morza Północnego tak nagle i niespodziewanie, że Met Office nie jest w stanie jej przewidzieć. Ma gęstość tłustej śmietany i otula wszystko dookoła szczelnie i na wiele godzin. Haar nie podnosi się jak letnia poranna mgła na Żuławach. Czasem przepuszcza dobrze przefiltrowane promienie słoneczne i sprawia, że kiedy spoglądasz na Cowgate z South Bridge'u pod słońce, to wydaje Ci się, że cała ulica tonie w gęstym kurzu rodem z dystopijnego filmu sci-fi klasy B. Podczas haaru Edynburg jest na końcu świata, w swoim własnym trójkącie bermudzkim, zagubiony pośród lodowatych wód Morza Północnego, nieczuły na to, co dzieje się na świecie.
Kiedy siedzisz wieczorem w domu podczas haaru, nie wyglądaj na dwór. Nigdy nie wiesz, co może się wyłonić z przesuwających się za oknem płatów mgły.

Siedzę na Shorze, mewy skrzeczą i wdycham zapach morza, usiłująć sobie przypomnieć, czy pachnie tak, jak Morze Bałtyckie.

Zawsze wiedziałam, że muszę być w ruchu, że nie mogę długo pozostać w jednym miejscu. Moi dziadkowie przybyli z Kresów na Ziemie Odzyskane w wojennej wędrówce ludów. Przed moim urodzeniem moi rodzice przejechali południową Polskę spod niemieckiej granicy w Góry Świętokrzyskie. Osiedlili się nad Silnicą, kiedy miałam 2 lata, ale, jak się później okazało, ruch przekazali mi w genach.

Jedyne, co mnie zawsze ograniczało to strach. Panicznie boję sie zmian, więc w ramach mechanizmu obronnego wykształciłam w sobie umiejętność szybkiej adaptacji. Najtrudniej mi podjąć decyzję, czasem zajmuje mi to lata czekania, aż ktoś podejmie ją za mnie. A potem natychmiast zaczynam grać w zadowolenie, jak Pollyanna.

Nie zagrzewam nigdzie miejsca. Mniej więcej co 7 lat emigruję fizycznie lub emocjonalnie. Czasem jest w tym palec opatrzności, czasem nieukniona życiowa okoliczność, a czasem po prostu mam typowy seven year itch.

W tym roku wypada piąty zakręt mojego siedmioletniego cyklu. Jak wiesz, decyzję ktoś podjął za mnie. To będzie emocjonalna emigracja, ale tym razem nigdzie nie uciekam. Tym razem wychodzę i zabieram ze sobą inner me. Najwyższy czas pokazać ją światu.
Nie chcę uciekać z tego dziwnego miasta na północy Brytanii, które ma tak wiele twarzy, że nie sposób je wszystkie zobaczyć za życia.


No i co z tego, że czasem bywa rubasznym, pijanym Szkotem, fanem Hibsów w zielonym szaliku śpiewającym Sunshine on Leith na całe gardło. A czasami Sikhiem w zawiązanym ściśle dastarze.
Może dla kogoś jest tą bubbly Pole, która mówi zdecydowanie za dużo, ale wrosła już w to miasto po samą szyję i przemyka się sobie tylko znanymi zakamarkami, choć zawsze gubi się na Stockbridge'u. Która zagłusza wrzask mew przy pomocy Black Francisa, jest uzależniona od fejsbuka i robienia zdjęć swoim telefonem komórkowym.

Brak komentarzy: