Salon Piszących w Szkocji

sobota, 30 czerwca 2007

Nie mam czasu na blog 0607

29 czerwca 2007
Precz z Paris Hilton!

Prosze Panstwa, oklasky!

Wielki aplauz dla Miki Brzezinski!

Wbrew wlasnym wydawcom odmowila przeczytania wiadomosci o wypuszczeniu Paris Hilton z wiezienia jako glownego newsa, a potem usilowala spalic kartke z wiadomoscia. Ostatecznie wrzucila ja do niszczarki. Wszystko mozna obejrzec tu:



Najbardziej podoba mi sie jej mina po wyemitowaniu materialu. Kurcze, ogladalam to chyba z 50 razy, rewelacja!

Fantastycznie - a juz myslalam, ze dziennikarstwo schodzi na psy!

No, ale coz, w koncu to corka Zbigniewa Brzezinskiego (powstrzymajcie mnie zanim zaczne o polskich genach).

Irytuje mnie kreowanie gwiazdek slawnych tylko z tego, ze sa slawne. Irytuje podawanie informacji o nich w wiadomosciach. Miejsce ploteczek o Paris Hilton jest w plotkarskich magazynach i na E!. Poza tym, przepraszam, ale jaki jest cel podawania newsa, ze jakas pseudogwiazdka wsiadla za kolko po pijanemu i zabrali jej prawo jazdy, a potem wsadzili ja do kicia, bo byla na tyle glupia, zeby jezdzic bez prawa jazdy? Ze niby co, ma to przestrzec nastolatki przed zrobieniem tego samego? Ze mamusie moga postraszyc swoje coreczki: zobaczysz, pojdziesz do wiezienia, nawet Paris Hilton poszla! Buahaha. A juz najlepsza jest historia o jej nawroceniu i odnalezieniu Jezusa w wiezieniu. Boze. Trzymajcie mnie.

Na Wyspach tez sa takie gwiazdki: wystarczy wystapic w Big Brotherze i juz, bach, jest sie rozpoznawalna celebrity, chodzi sie na premiery filmowe i plotkarskie gazety o czlowieku pisza. Potem sie wydaje wlasna autobiografie (o trudnym dziecinstwie i takich tam), nagrywa plyte albo projektuje linie ciuchow, a potem to juz tylko tytul szlachecki zostaje dostac. Grrr.

A ja sie pytam: jak mozna tak negatywne postacie wykreowac na gwiazdy? Jak ktos tak glupi i pusty jak Paris Hilton moze byc idolka nastolatek? Jak glownym newsem w wiadomosciach moze byc informacja, ze Lindsay Lohan znowu zapisala sie na odwyk? Albo, ze Britney ogolila sie na lyso? Do diaska, jaka wartosc ma taka informacja? Nie zrozumcie mnie zle: jesli kogos fascynuja takie ploteczki, to bardzo prosze, sa kanaly typu E! Entertainment, ktore sama ogladam, jak mam ochote na takie informacje (zwykle wtedy pekam ze smiechu). A jak wlaczam BBC, CNN, czy [sic!] NBC to oczekuje rzetelnych informacji, a nie ploteczek z zycia gwiazd.

Howgh!

Lakoma
6 .



26 czerwca 2007
Powialo chlodem

Jak ktos nie wierzy, to niech sobie sprawdzi na mapie pogody. W Edynburgu jest 14 stopni. Naprawde! Dogrzewam sie w pracy farelka, w domu grzejniczkiem, pokasluje po chorobie, ktora zarazilam Buhaja i biedak smarka, goraczkuje i w ogole marudzi. Karmie go aspirynka, poje herbata z cytryna, ale wiem, ze nici z tego, bo katar leczony trwa tydzien, a nieleczony 7 dni (ach, te ludowe madrosci).

Jak tu nie miec kataru (zreszta) skoro od czterech miesiecy mamy wczesna wiosne, ktora jakos nie chce sie przerodzic w nieco cieplejsza pore roku. Kupowanie termometru zaokiennego w Szkocji mija sie z celem, bo roznica w temperaturze powietrza miedzy zima a latem jest minimalna. Zeszloroczne lato, ktore uznalam za wyjatkowo udane bylo (ponoc) niespotykanie gorace (czytaj: 28 stopni w sloncu) i przynioslo susze. W tym roku dla odmiany nawet Edynburczycy przyznaja, ze jest zimno (zimno! malo powiedziane!). 3 stopnie w nocy pod koniec czerwca to chyba lekka przesada, nieprawdaz?

Z tego wszystkiego (czytaj: z tego zimna jestesmy glodni!) zrobilam w piatek rybe wg przepisu mojej siostry, z mala modyfikacja, bo mi curry wyszlo, a w niedziele golabki, ktorymi sie teraz opychamy po uszy (Buhaj nawet dwa razy dziennie, bo do pracy sobie bierze). Przy okazji odkrylismy, ze w Sainsbury jest koncentrat pomidorowy zupelnie taki jak nasz. Ja sie chyba jednak przejade do tego Morrissona, o ktorym wszyscy mowia, ze tam sa polskie polki (znaczy polki z polskimi produktami) (bez polskich znakow to wszystko jest chyba malo zrozumiale).

W sobote upieklam placek, ktory zaraz zabralam do znajomego na urodziny i sama go tam podjadalam. Buhaj wyjadl resztke na niedzielne sniadanie, a mowi, ze slodyczy nie lubi (ponoc).

Wszystkie przepisy nastapia z czasem.

Na blogach tez ostatnio powialo chlodem i az sie balam otwierac kolejne z wlasnej listy, zeby znowu nie przeczytac czegos w temacie ciagnacej sie blogowej wojny. W ogole stwierdzilam ostatnio, ze Internet potrafi byc miejscem zenujaco nieprzyjaznym, co w zasadzie zaprzecza jego idei. Ech. Napisalam juz kiedys, co mam na ten temat do powiedzenia i nie zamierzam sie powtarzac. Szkoda. Bylo znacznie milej, jak wszyscy sie kochali. Szkoda, ze Woodstock nie moze trwac wiecznie.

Love and peace!

Ide do domu na golabki.

Lakoma 6 .



21 czerwca 2007
Gotuj z Lakoma cz. 2

Okazuje sie, ze moje porady kulinarne ciesza sie sporym zainteresowaniem, szczegolnie pewnej rodzinki z Aberdeen, niniejszym wiec nastapi kolejny odcinek cyklu, ku uciesze wszystkich.

Zacznijmy od tego, ze Buhaj nie lubi ryzu. Zawsze zadziwia tym Chinczykow w take-awayach, ktorym trzeba z piec razy powtorzyc zamawiajac zarcie przez telefon: no rice, please! I dodac: no chips, either. Bo im sie jakos nie moze pomiescic w glowie, ze w domu Lakomej i Buhaja je sie kaczke po seczuansku zagryzajac prawn crackerami (wybaczcie moj ponglisz).

Ostatnio jednak Buhaj zamarynowal na ostro kurczaka (przepisu Wam nie zdradze, bo to tajemnica buhajowa) i obydwoje stwierdzilismy, ze do tego to sie jednak najbardziej nadaje ryz. W zwiazku z czym Lakoma przygotowala specjalny ryz dla Buhaja.

Ryz dla Buhaja robi sie tak:

Smazymy na szklisto cebulke z dodatkiem czosnku.

Przekladamy do rondelka, wsypujemy ryz, zalewamy woda i dodajemy jakas kolorowa przyprawe (szafran, curry, kurkume lub papryke).

Wrzucamy do tego mrozony groszek. Jesli nie mamy mrozonego, to wrzucamy konserwowy, ale wtedy trzeba zaczekac, az ryz wciagnie wode.

Lakoma ryz gotuje po babciowemu, to znaczy jak woda z ryzem zaczyna bulgotac, to przykrywa garnek pokrywka, zawija w lniana sciereczke i chowa pod koldre.

Do gotowego ryzu dodajemy utarty zolty ser i dobrze mieszamy. Jesli ryz jest jeszcze goracy, to serek sie fajnie rozpusci.

Jesli dla kogos ryz jest wciaz zbyt suchy, to mozna dodac lyzke jogurtu naturalnego.

Ryz mozna podawac do dan miesnych, lub jesc sam. Mozna wrzucic do niego krewetki, albo kurczaka pocietego w kostke i przysmazonego. Mozna podawac z jakas osobna salatka, mysmy zjedli z salatka z ogorkow kiszonych, ktora nam zostala z poprzedniego dnia.

Salatka z ogorkow kiszonych: ogorki kroimy w plasterki i wrzucamy do nich pokrojana cebulke ze szczypiorem (tutaj sie to nazywa spring onion, a w Polsce nie mam pojecia).

Smacznego!

Lakoma 6 .



18 czerwca 2007
Miejsce na ziemi

Pociąg pospieszny Oleńka z Wrocławia do Warszawy Wschodniej, stacja Pludry (na granicy województw opolskiego i śląskiego), pociąg stoi, bo drzewo spadło na linię.

Buhaj (wdycha tym razem nie dym z papierosa, ale świeże powietrze): Czujesz to powietrze? W Szkocji takiego nie ma!
Łakoma: A sądzisz, że tak byśmy je doceniali, gdybyśmy zostali w Polsce?

Dwa tygodnie w Polsce. Tydzień w Beskidzie Niskim, jednym z najdzikszych miejsc w Polsce, których turyści jeszcze nie zadeptali i gdzie czasem na szlaku łatwo stracić z oczu zarośniętą ścieżkę.


Dzikie sady w środku lasu, pozostałości dawnych łemkowskich wiosek. Wojenne cmentarze i mogiły pomordowanych Żydów, nieme pamiątki po burzach, które przetoczyły się przez te tereny.


Lasy, jedyne w swoim rodzaju, mieszane, które pachną dokładnie tak, jak lasy pachnieć powinny.


Łemkowskie chyże, cerkiewki w każdej wiosce i kapliczki przed każdym domem.


Gniazda bocianie na co drugim słupie. Świeże oscypki i pomidory smakujące pomidorami.




Życie toczy się tam w rytmie natury, człowiek budzi się o świtaniu i słania się na nogach, gdy nadchodzi zmierzch.



Kiedy mieszkałam w Polsce wszystkie te smaki, zapachy i widoki były wprawdzie niecodzienne, wakacyjne, ale naturalne. Teraz na myśl o nich czuję nieodpartą tęsknotę i dziękuję opatrzności, że jestem emigrantką z możliwościa wyboru. W każdej chwili mogę tam powrócić. W każdej chwili mogę tam uciec na tydzień i doładować akumulatory. Mogę iść do pobliskiego polskiego sklepu i kupić przemysłowy oscypek (taki sam, jaki kupiłabym w Warszawie), żeby mi choć trochę przypomniał tamte strony. I popić go Tyskim dostępnym zawsze u Aziza.

Mogę marzyć o domku w jednej z tych wiosek, w którym możnaby spędzać urlopy (i klucze pożyczać znajomym, jak proponuje Buhaj) i do którego w jakims momencie życia możnaby się przeprowadzić i nie będzie to tylko pobożne życzenie, ale całkiem realny plan.

Bo, mimo, że wybrałam emigrację, jako sposób na życie, nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę, gdzie jest moje miejsce na ziemi.

(fot. Buhaj i Łakoma)

Lakoma
9 .



15 czerwca 2007
Opowiastki Doreen

Niniejszym dziekuje wsiem za wypelnienie ankiety, a tych, co jeszcze nie wypelnili, zapraszam do wypelniania (dla ulatwienia link jest tez na lewo, co by sie od razu rzucal w oczy). Ubawilam sie setnie, czytajac niektore odpowiedzi i nie moge uwierzyc, ze ktos radzi mi, zebym przyjela nazwisko meza, nawet jesli nazywa sie Psichuj. No, rozumiem, ze w Szkocji i tak nikt by sie nie skapnal i czytali by to zapewne Ziczadz, no, ale mimo wszystko - mialabym moze jeszcze pod takim nazwiskiem co jakis czas cos w internecie publikowac? Aaale smieszne.

Pracuje caly czas nad zgrabnym postem o wakacjach, ale poniewaz poki co przeziebilam sie i mam zapchane zatoki (czytaj cala czaszke), na razie wysilac sie nie bede, a skorzystam z historyjek, ktorymi Doreen zabawiala nas na srodowej konferencji w pracy.

*

Maz Doreen jest obecnie na emeryturze, ale kiedys byl strazakiem. Jakis rok po slubie udal sie do pracy na nocna zmiane, a Doreen zostala w domu i miala ogladac w TV Wimbledon. Poniewaz ogladanie jest bardzo wyczerpujace, postanowila wspomoc sie porcja frytek. Zostawila w kuchni patelnie z olejem, zeby sie rozgrzal i wyszla po cos do living roomu. Kiedy wrocila, patelnia oraz zaslony staly w ogniu, a nad wszystkim fruwala w kolko przerazona papuga. Doreen niewiele myslac chwycila za telefon i zamiast zadzwonic standardowo na 991, zadzwonila do meza do pracy. I tak maz Doreen z wlasna brygada przyjechal ugasic pozar we wlasnym domu. Od tej pory ile razy Doreen dzwonila do meza, ktokolwiek odebral telefon w jednostce, stanardowo wolal: Tom! Znowu pozar u ciebie, zona dzwoni!

*

Kiedy Doreen byla jeszcze bardzo mloda, pracowala w hotelu, w ktorym akurat zatrzymala sie ekipa filmowa, krecaca w Edynburgu jakis film historyczny. Rezyser wpadl na nia na schodach i z mety zaproponowal role w filmie. Doreen zgodzila sie w koncu (za namowa szefowej) i nastepnego dnia rano wyladowala w tymczasowej garderobie na Royal Mile. Ubrano ja w kostium w stylu Marii Antoniny i zabytkowe, wiktorianskie buty, zrobiono jej filmowy make up talkiem (przy okazji przypudrowali jej rowniez wlosy), przyklejono pieprzyk na policzku i na dekolcie i postawiono ramie w ramie z facetem w podobnym stroju z epoki, a nastepnie kazano przemaszerowac wzdluz nawy katedry sw Gilesa. Doreen zapytala faceta, czy jest aktorem, a facet odpowiedzial, ze taksowkarzem. Po wszystkim zdjeto z niej stroj, zmyto makijaz, a Doreen wsiadla w autobus i pojechala do domu. Kiedy maz zobaczyl ja w drzwiach, zapytal:
- Mam nadzieje, ze wrocilas do domu taksowka?
- Nie, autobusem - odparla zdziwiona Doreen.
Maz podal jej lustro i okazalo sie, ze twarz miala wciaz upudrowana talkiem razem z wlosami, i dwa pieprzyki - jeden na policzku, a drugi na dekolcie.

Na dodatek nabawila sie grzybicy od tych zabytkowych butow.

*

Synek Doreen stracil mlecznego zeba wcinajac orzeszki. Wcinal, rozsypywal je wokol i nagle bach - wypadl mu zab. Doreen wziela zab, polozyla go na brzegu stolu i obiecala, ze wlozy go pod poduszke synka dla Zebowej Wrozki (Tooth Fairy). Przy okazji zgarnela ze stolu rozsypane orzeszki i wrzucila sobie pelna grasc do ust, zeby sie nie zmarnowaly. Kiedy tylko je przelknela, zdala sobie sprawe, ze razem z nimi polknela zab swojego synka. Stanela przed przerazajaca wizja tlumaczenia sie Zebowej Wrozce...



Lakoma
8 .



12 czerwca 2007
Ankieta

Spiesze sie wytlumaczyc, ze opuscilam bloga nagle, a niespodziewanie nie dlatego, ze wcale nie mam czasu go pisac, a (tym razem wyjatkowo) dlatego, ze sie urlopowalam, w Polszy ma sie rozumiec.

Obiecuje, ze wkrotce opisze jak bylo i co w zwiazku z tym, a tymczasem pozwole sobie zaczac od konca. Tak sie trafilo, ze na koniec urlopowania w Polsce bylismy na weselu mojej kuzynki. Oczywiscie cala rodzina razem, a takze indywidualnie, zadala sakramentalne pytanie: a Wy kiedy? A my na to: jak czas przyjdzie. Jeden wujek wprawdzie optowal za impreza typu callconf [do mojej siostry: Twoj chrzestny], w sensie: kazdy siedzi w domu, przed tv z telefonem pod reka i jak dostaje telefon lub smsa w stylu: zdrowie panstwa mlodych, to wychyla kielicha/kufel/szklanke (np. szkockiej whisky przyslanej uprzednio przez narzeczonych), ale reszta chciala sie spotkac i pobawic. Na nic sie zdaly tlumaczenia, ze nie mamy czasu, a w ogole, to my sie musimy jeszcze powaznie zastanowic. Babcia przywalila z grubej rury: ja niedlugo umre i musicie zdazyc wczesniej.

Nie zeby jakos to na nas wplynelo (nawet zapowiedz babci, bo ona tak straszy juz od jakiegos czasu), ze zbieramy metryki i chodzimy na kurs przedmalzenski z mety, ale co nieco sobie ustalilismy.

W zwiazku z czym uprasza sie szanownych czytaczy o wypelnienie ponizszej ankiety, ktora moze (a moze nie) wezmiemy pod uwage przy czynieniu krokow dalszych w blizej nieokreslonej przyszlosci. Jesli pojawia sie jakies ciekawe sugestie, tudziez komentarze w polu other, to moze sie i jakies nagrody ufunduje.

Ankieta [juz nieaktualna]
Lakoma
14 .

Brak komentarzy: