Salon Piszących w Szkocji

poniedziałek, 16 listopada 2009

Listopadowo

Nie wiem, jak to sie stalo, ze juz polowa listopada, a u mnie na blogu wciaz dekoracje na Hallowe'en. Toz juz w kazdym szanujacym sie centrum handlowym renifery i mikolajki!

Nie to, zebym jakos szczegolnie byla zajeta, wrecz przeciwnie, mialam w zeszlym tygodniu urlop, ktore spedzilam w znacznej mierze lezac na sofie i ogladajac Herosow. A mialam zrobic porzadki, opchnac pare rzeczy na eBayu i zrobic swiateczne zakupy. Zrobilam? Ma sie rozumiec, ze nie. Acz pomysly na prezenty gwiazdkowe juz mam, musze je tylko kupic. Niektore przez Internet.

Ale za to bylam u fryzjera i juz nie jestem blondynka, nawet ciemna. W Polsce pewnie nazwaliby mnie ciemna szatynka, ale tutaj tak nie ma i jestem brunette. No, do czego to doszlo. Wlosy mi sie podobaja bardzo, mimo, ze wciaz mam to dziwne poczucie, ze jakas obca baba na mnie patrzy z lustra.

Poszlam tez na lunch z Karon (kolezanka z poprzedniej pracy) i dowiedzialam sie takich rzeczy o tym, co sie u nich dzieje, ze wdziecznam opatrznosci, ze juz tam nie pracuje. Dowcipem miesiaca jest informacja o tym, jak moja byla szefowa zazadala zwrotu kosztow za skorzane rekawiczki do jazdy. Bo ona tak duzo w pracy jezdzi...

W sobote poszlismy na parapetowke u klientow Marcina i bylo bardzo sympatycznie, tyle ze impreza byla z gatunku tych, na ktorych stoi sie przez bite pare godzin z kieliszkiem w reku i prowadzi tzw. small talk. Ze small talkiem nie miala wiekszych problemow, ale popelnilam blad zakladajac kozaki na obcasach i pod koniec imprezy stopy, lydki i kregoslup bolaly mnie niemilosiernie. A jeszcze trzeba bylo isc do domu na piechote, bo za blisko na taksowke, a autobusy akurat w tamta strone od nas nie jezdza.

Tymczasem w pracy pewne rzeczy sie same rozwiazaly, jak mnie nie bylo, pare spraw sie wyklulo, przynajmniej nudzic sie nie bede. Przyszly tez buty, ktore kupilam na eBayu za 5 funtow i okazaly sie sliczne oraz ciut ciasne, ale prawidla powinny sobie z tym poradzic.

No i tak sie zastanawiam teraz - biorac pod uwage, ze:
a) jest trzeci tydzien listopada
b) mam wolne piatki do konca roku (bo mi kadrowa kazala wykorzystac zalegly urlop, inaczej mi przepadnie),
powinnam kupic butelke Beaujolais nouveau w czwartek? Jak za dawnych, warszawskich czasow? A moze nawet dwie butelki (w koncu piatek wolny)?

Brak komentarzy: