Salon Piszących w Szkocji

poniedziałek, 30 listopada 2009

Szkockie Andrzejki

Internautow na Wyspach Google wita dzis powyzszym obrazkiem. Tak, moi mili, na obrazku jest zamek w Edynburgu, z lopoczaca na wietrze gigantyczna szkocka flaga, ktorej naprawde wcale w tym miejscu nie ma. Nad zamkiem powiewa w rzeczywistosci Union Jack. Powyzszy obrazek jest wiec nieco satyryczny, bo SNP niewatpliwie chcialoby bardzo, aby nad zamkiem powiewal Saltire, czyli krzyz Sw Andrzeja. Ale nie powiewa.

Tak sie sklada, ze dzien Sw Andrzeja jest narodowym swietem Szkocji oraz tutejszym swietem flagi. Sw Andrzej jest patronem Szkocji od polowy X wieku, kiedy to jego (domniemane) relikwie przywieziono do Kaledonii i zlozono w (przepieknym) miateczku St Andrews. Istnieja jednak wczesniejsze legendy dotyczace zwiazku sw Andrzeja ze Szkocja, o czym (jak zwykle) juz pisalam tu.

Dzien Sw Andrzeja nie jest powszechnie wolny od pracy, choc niektore urzedy, szkoly i uczelnie (oczywiscie St Andrews University w St Andrews) dzis nie pracuja. Ja pracuje, ale knuje podstepnie, zeby moze na obiad zrobic cos szkockiego? Mialam wprawdzie w planach raczej polski obiad, ale moze po drodze kupie wedzonego lupacza i pokusze sie o upichcenie cullen skink? Ewentualnie podam mielone, ktore mam w domu z tattie scones (takie ichniejsze placuszki ziemniaczane). Albo (i to chyba najlepszy i najszybszy pomysl) zrobie na deser cranachan.

A teraz z zupelnie innej beczki.
Chyba sie starzeje, bo kiedys moglam sie bawic przy CZYMKOLWIEK. A teraz jednak maruda mi sie wlacza, jak mi cos nie pasuje. W sobote wybralismy sie z naszymi znajomymi na po-imieninowe drinki, a potem na chwile na tance i bardzo krecilismy nosem, ze zamiast spodziewanej muzyki z lat '80 (jaka grali w sobote w Lavie jeszcze w lipcu), DJ serwowal jakas mieszanke od '60 do '90, ktora brzmiala raczej jak playlista jego ulubionych kawalkow (wiecie, nie najwieksze przeboje danej dekady, tylko piosenki, ktore akurat jemu sie wtedy podobaly). Pobawilismy sie wiec troche, a potem ucieklismy do domu, ale zanim ucieklismy to jakis zalany w trupa koles uznal za stosowne oswiecic Marcina, ze jest szczesciarzem, bo ma najpiekniejsza dziewczyne na swiecie. Hahaha. Musi byc ze mna cos nie tak, bo w ciagu ostatnich dwoch miesiecy juz drugi raz to slysze z ust pijanego faceta. Bardzo nie tak, jesli wiecie, co chce powiedziec, a jesli czytaliscie Cztery Roze dla Lucienne Rolanda Topora, to chyba nie musze nic wyjasniac.

Dodam tylko, ze Marcin wprawil mojego niedoszlego amanta w oslupienie, bo powiedzial mu: wiesz, stary, ona tak naprawde jest moim bratem. Yes, baby.
ROTFL, czyli tlumaczac na nasze, tarzam sie po podlodze ze smiechu i Annie tez sie tarzala, jak jej to dzis rano opowiedzialam.

1 komentarz:

Fado.......... pisze...

- 'Braciszek Kasia' - dobre !!!

- Marcin, gratuluję pomysłowości i refleksu, ale czasem sprawdzaj czy to przypadkiem nie staje się szybko postępująca prawdą.........:):):)

- Uśmiałem się z tego zdrowo....!

- Pozdrawiam Was serdecznie......:)