Salon Piszących w Szkocji

piątek, 13 sierpnia 2010

Poczuc Stambul

Pisalam juz poprzednio, ze nie jestem fanka wycieczek fakultatywnych. Ani wycieczek zorganizowanych w ogole. Nie lubie byc czescia stada, ktore jest bezustannie pilnowane i zaganiane, a ja musze poswiecac uwage na nieodlaczanie sie od niego. Uwage, ktora moglabym poswiecac wchlanianiu.

Wchlanianiu atmosfery, rzecz jasna.

Szukam wiec zwykle sposobow, zeby do stada w ogole nie dolaczac, lub odlaczyc sie od niego przy najblizszej nadazajacej sie okazji, by podazac wlasnymi sciezkami.

Wycieczkowe stadowanie nie sprawdza sie szczegolnie w takich miastach jak Stambul. Miastach, ktorych nie da sie "opowiedziec" w pol godziny przy pomocy wyuczonych formulek przewodnika. Nie da sie poczuc bedac przeganianym miedzy Blekitnym Meczetem (zdjecie u gory) a Hagia Sophia.

Zeby poczuc miasto, musze je poczuc pod swoimi stopami. Ale nie podazajac za przewodniczka trzymajaca wskaznik z czerwona kokardka, nie. Probujac dotrzec na wlasna reke w rozne miejsca, najlepiej troche miejska komunikacja (jesli jest), troche na wlasnych nogach. Nasz hotel znajdowal sie wedlug Rough Guide w nienajlepszej dzielnicy Stambulu, za to bardzo blisko przystanku tramwajowego. Wsiedlismy zatem w tramwaj, dojechalismy do stacji koncowej (ktora nazywa sie Kabatas i nie sposob bylo tego nie skojarzyc ze stacja koncowa metra w Warszawie - Kabaty), a nastepnie na wlasnych nogach, od jakiegos momentu w halasie i smogu aut jadacych do czesci azjatyckiej miasta, dotarlismy do Mostu Bosforskiego.

Most Bosforski, w oddali czesc azjatycka Stambulu

Nastepnie zlapalismy taksowke i poprosilismy o przewiezienia nas na druga strone i z powrotem. Byc moze to nie najbardziej oryginalny sposob na dostanie sie do czesci azjatyckiej, ale bylo warto. Taksowkarz w zasadzie nie mowil po angielsku, ale udalo nam sie dowiedziec, ze jest kibicem Galatasaray, a na wiesc, ze mieszkamy w Szkocji dodal: Celtic Glasgow good. A potem jeszcze usilujac wyrazic jakas opinie na temat Polski: Ataturk in Turkey. Walesa in Polonia. Castro in Cuba.

Z braku czasu nie udalo nam sie juz wstapic gdzies na shishe, ktora palilismy podczas poprzedniego pobytu w Turcji i ktora bardzo mi smakowala (jablko z cynamonem, cos fantastycznego). Poszlismy za to na kolacje do restauracji, w ktorej stoliki byly ustawione wprost na chodniku, wsrod halasow i spalin, sprzedawcow suwenirow, a nawet ulicznych spiewakow i grajkow. Restauracji, w ktorej pod obstrzalem spojrzen zjadlam przepyszne kalmary. Bylam jedna z niewielu kobiet w restauracji i jedyna nie mialam zakrytych wlosow. Turcja moze sobie byc znacznie bardziej demokratyczna niz kraje muzulmanskie, jest jednak wciaz wystarczajaco zmaskulinizowana, zebym czula sie niepewnie pod zarlocznym obstrzalem spojrzen, a takze, kiedy starszy mezczyzna ustapil mi miejsca w tramwaju, a ja siadlam nie chcac byc niegrzeczna, mimo, ze potem siedzenie palilo mnie w... siedzenie.

Rano zerwalismy sie dosc wczesnie i stanelismy pod Hagia Sophia dokladnie, kiedy otwarto bramy. Warto bylo - nie ma lepszej pory, zeby zwiedzac te zabytkowe wnetrza niz wlasnie rano, kiedy tchna jeszcze pustka. Kiedy mozna w zupelnej samotnosci wspiac sie po wybrukowanej pochylni na gore i przez chwile w wyobrazni uslyszec miekkie kroki Anny Notaras i Johanesa Angelosa, bohaterow ksiazki Czarny Aniol Miki Waltari. Zastanawia mnie, czy jesli nie wychowalabym sie w kulturze zachodniej, czyli kulturze chrzescijanskiej, to odbieralabym Hagie Sophie inaczej? Dla mnie to jednak wciaz kosciol, mimo sur wiszacych na scianach. Jest cos przejmujacego, w sensie duchowym rowniez, kiedy czlowiek przechadza sie wsrod tych prastarych murow i zdaje sobie sprawe, ze ten ogromny budynek trwa juz od poltora tysiaca lat.

Hagia Sophia, wnetrze

Z Hagii Sophii poszlismy do Palacu Topkapi (ktory jest zaraz obok). Darowalismy sobie wycieczke do Haremu, do ktorego trzeba kupic osobny bilet, a budzacego wyjatkowo duze, niezdrowe zainteresowanie. Na zwiedzenie Topkapi trzeba poswiecic przynajmniej godzine, bo do obejrzenia jest mnostwo: kolekcje broni, ubiorow, kosztownosci, a takze relikwie islamu, takie jak list pisany reka proroka, czy odcisk jego stopy oraz laska Mojzesza czy turban Jozefa, nie mowiac juz o kluczach do Kaaby.

Jeden z tarasow w Palacu Topkapi, widok na Bosfor

Nie zdazylismy juz wybrac sie na Egipski Bazar, ale nie moglismy przepuscic Krytego Bazaru. Wloczylismy sie miedzy kramami dobra godzine, a nawet kupilismy pare zupelnie niepotrzebnych drobiazgow (choc musze przyznac, ze szarawary, ktore tam nabylam, sa niezwykle wygodne), a Buhaj wstapil nawet do malutkiego zakladu fryzjerskiego i poprosil o ogolenie glowy, co zostalo dokonane brzytwa, w prawdziwie tureckim stylu.

Jeszcze tylko pochlonelismy kebaba w malej knajpce na bazarze, kupilismy widowkowki i czas bylo uciekac. Wiemy, ze zobaczylismy ledwie malenki skrawek Stambulu, ale zakochalismy sie na amen i bedziemy musieli wrocic. Nie raz. To dopiero poczatek naszej znajomosci.
Nie zastanawiajac sie ani chwili kupilam Stambul. Wspomnienia i miasto Orhana Pamuka. Wlasnie lezy przede mna, pachnac jeszcze farba drukarska i kuszac nieprzeczytanymi stronnicami.

Brak komentarzy: