Wchlanianiu atmosfery, rzecz jasna.
Szukam wiec zwykle sposobow, zeby do stada w ogole nie dolaczac, lub odlaczyc sie od niego przy najblizszej nadazajacej sie okazji, by podazac wlasnymi sciezkami.
Wycieczkowe stadowanie nie sprawdza sie szczegolnie w takich miastach jak Stambul. Miastach, ktorych nie da sie "opowiedziec" w pol godziny przy pomocy wyuczonych formulek przewodnika. Nie da sie poczuc bedac przeganianym miedzy Blekitnym Meczetem (zdjecie u gory) a Hagia Sophia.
Zeby poczuc miasto, musze je poczuc pod swoimi stopami. Ale nie podazajac za przewodniczka trzymajaca wskaznik z czerwona kokardka, nie. Probujac dotrzec na wlasna reke w rozne miejsca, najlepiej troche miejska komunikacja (jesli jest), troche na wlasnych nogach. Nasz hotel znajdowal sie wedlug Rough Guide w nienajlepszej dzielnicy Stambulu, za to bardzo blisko przystanku tramwajowego. Wsiedlismy zatem w tramwaj, dojechalismy do stacji koncowej (ktora nazywa sie Kabatas i nie sposob bylo tego nie skojarzyc ze stacja koncowa metra w Warszawie - Kabaty), a nastepnie na wlasnych nogach, od jakiegos momentu w halasie i smogu aut jadacych do czesci azjatyckiej miasta, dotarlismy do Mostu Bosforskiego.
Most Bosforski, w oddali czesc azjatycka Stambulu
Z braku czasu nie udalo nam sie juz wstapic gdzies na shishe, ktora palilismy podczas poprzedniego pobytu w Turcji i ktora bardzo mi smakowala (jablko z cynamonem, cos fantastycznego). Poszlismy za to na kolacje do restauracji, w ktorej stoliki byly ustawione wprost na chodniku, wsrod halasow i spalin, sprzedawcow suwenirow, a nawet ulicznych spiewakow i grajkow. Restauracji, w ktorej pod obstrzalem spojrzen zjadlam przepyszne kalmary. Bylam jedna z niewielu kobiet w restauracji i jedyna nie mialam zakrytych wlosow. Turcja moze sobie byc znacznie bardziej demokratyczna niz kraje muzulmanskie, jest jednak wciaz wystarczajaco zmaskulinizowana, zebym czula sie niepewnie pod zarlocznym obstrzalem spojrzen, a takze, kiedy starszy mezczyzna ustapil mi miejsca w tramwaju, a ja siadlam nie chcac byc niegrzeczna, mimo, ze potem siedzenie palilo mnie w... siedzenie.
Rano zerwalismy sie dosc wczesnie i stanelismy pod Hagia Sophia dokladnie, kiedy otwarto bramy. Warto bylo - nie ma lepszej pory, zeby zwiedzac te zabytkowe wnetrza niz wlasnie rano, kiedy tchna jeszcze pustka. Kiedy mozna w zupelnej samotnosci wspiac sie po wybrukowanej pochylni na gore i przez chwile w wyobrazni uslyszec miekkie kroki Anny Notaras i Johanesa Angelosa, bohaterow ksiazki Czarny Aniol Miki Waltari. Zastanawia mnie, czy jesli nie wychowalabym sie w kulturze zachodniej, czyli kulturze chrzescijanskiej, to odbieralabym Hagie Sophie inaczej? Dla mnie to jednak wciaz kosciol, mimo sur wiszacych na scianach. Jest cos przejmujacego, w sensie duchowym rowniez, kiedy czlowiek przechadza sie wsrod tych prastarych murow i zdaje sobie sprawe, ze ten ogromny budynek trwa juz od poltora tysiaca lat.
Hagia Sophia, wnetrze
Jeden z tarasow w Palacu Topkapi, widok na Bosfor
Jeszcze tylko pochlonelismy kebaba w malej knajpce na bazarze, kupilismy widowkowki i czas bylo uciekac. Wiemy, ze zobaczylismy ledwie malenki skrawek Stambulu, ale zakochalismy sie na amen i bedziemy musieli wrocic. Nie raz. To dopiero poczatek naszej znajomosci.
Nie zastanawiajac sie ani chwili kupilam Stambul. Wspomnienia i miasto Orhana Pamuka. Wlasnie lezy przede mna, pachnac jeszcze farba drukarska i kuszac nieprzeczytanymi stronnicami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz