Ci, którzy czytają namiętnie mój blog, być może pamietają, że w grudniu musiałam poinformować swoją asystentkę, że będzie ze mną pracować tylko do końca września. Dziewczyna jest obrotna, więc zamiast czekać do końca września, zaczęła szukać pracy już w styczniu, a że jest również świetnym pracownikiem, to szukanie nie zajęło jest zbyt wiele czasu i dziś właśnie wręczyła mi wypowiedzenie. Będziemy razem pracować jeszcze tylko miesiąc.
I wiecie, co mnie najbardziej martwi? Nie fakt, że nie będę mieć asystentki, więc nie będzie z kim się podzielić obowiązkami (umówmy się, że tak naprawdę nie potrzebuję asystentki), ale fakt, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zostanę sama w biurze (nie daj Bóg, żeby mi tu jakiegoś naukowca zakwaterowali - porażka by była po całości). I wtedy zwariuję do reszty. I dziękować za to będzie można Davidowi Cameronowi i jego cięciom budżetowym.
Właściwie teraz to by pasowało, żeby mnie też nie przedłużyli kontraktu (jest taka szansa - w najgorszym wypadku popracuję tu jeszcze do końca roku), bo wtedy będę zmuszona poszukać pracy w miejscu, gdzie będzie więcej, hm, normalnych ludzi. Jakiś team z sensem.
Pfff.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz