Salon Piszących w Szkocji

niedziela, 17 kwietnia 2011

Moje życie w surrealu


Byłam wczoraj na imprezie w Glasgow i ze śmiechu rozbolały mnie policzki. Nie wiedziałam, że to jest możliwe. Może za rzadko się śmieję. Poszłam spać o 4 rano i dzieliłam łóżko z pluszowym misiem i z kotem. A rano kupiłam na dworcu karmelowe macchiato i oszałamiająco drogie przybory do pisania. Pisałam całą drogę do Edynburga.

Ostatnio uwielbiam swoje życie.

PS: Powyżej zdjęcia z imprezy. Zjawiły się wszystkie lokalne gwiazdy: dwóch Jezusów, dwie Maryjki (jedna w brokatowej kiecce), Śmiejący się Budda i stadko kaczuszek.

Brak komentarzy: