31 października 2004
Halloween
Z okazji anglosaskiego Święta Duchów, szaleję w okolicach Łysej Góry - pozdrawiam!
Izzie
Izzie (08:00)
6
29 października 2004
O tęsknocie wierszem
twoje imię
moja mantra
codzienna litania do Mnemozyny
jego smaku
nie pozwól zapomnieć
jego zapachu
nie pozwól zapomnieć
żadnego słowa
wypowiedzianego i nie
dziewięć dni
dziesięć nocy
jedną głęboko przespałam śniąc o tobie
twój głos przez kilometry
jak pustynia chłonę krople słów
za małe żeby zgasić pragnienie
dłonie mi schną z tęsknoty
codziennie wymyślam cię od nowa
lepię ze wspomnień jak Golema z gliny
pod powieką mam twój obraz
pod palcem mam twój kształt
znam cię na pamięć
codziennie odliczam
jeden dzień
jedną noc
jeden sen
bliżej ciebie
(tak Izzie tęskniła w 2002)
Izzie (01:01)
6
27 października 2004
Małe dziewczynki boją się spać same
Dobranoc, Księżycu
Drzwi zabiłam gwoździami
Rozsypałam na trawniku szkło
Pinezki na podłodze
Telewizor gra
Zawsze śpię z pistoletem pod poduszką
Kiedy Cię nie ma
Nóż mam przy łóżku
Telefon pod ręką
Pies waruje na podłodze
Drobne leżą na szafce
Kiedy jestem sama nie śnię
I nie mogę tego znieść
Co mam robić, jestem tylko małą dziewczynką
A co jeśli zgasną światła i może...
I wiatr zaczyna wyć tuż za drzwiami
A on za mną szedł
Teraz dobranoc, Księżycu
Chcę słońca
Jeśli szybko nie wzejdzie, może być po mnie
Ale dopiero gdy powiem
Dobranoc, Księżycu
Shivaree - "Goodnight Moon" z płyty "I Oughta Give You a Shot in the Head for Making me Live in this Dump" i "Kill Bill 2 Soundtrack"
Izzie (23:54)
6
25 października 2004
Miś niespodziankowo
W jakimś momencie pisania tego bloga postanowiłam nie pisać intymnie i prywatnie. Notatki wyjątkowo intymne z początku szlag trafił i tak miało zostać.
Dziś robię sobie małe odstępstwo, żeby się podzielić uśmiechem. A wszystko przez to, że odwiedziły mnie bloggerki, które piszą o związkach.
W sobotę mój stęskniony mężczyzna, nie zastanawiając się wiele, postanowił przyjechać do mnie na jedną dobę. Nie widzieliśmy się 21 dni, a to wyjątkowo długo. Ach, co to był za wieczór! Zjedliśmy wyprodukowany przeze mnie obiad na kolację, był deserek, ja piłam wino, potem... A potem on usnął, a ja sobie posiedziałam przy komputerze. I musiałam go spychać, bo spał w poprzek łóżka. I chrapał, i tak było super. Cała niedziela dla nas, wspólne gotowanie obiadu (był tak miły, że nie przypisał sobie zasług). Nieważne, że przełączał mi cały czas telewizor na Animal Planet...
Drogie kobietki (które mają w związkach różniste problemy)!
Było niemal idyllicznie. Ale nie zawsze tak jest. Niełatwo się dogadać przez telefon, gdy minuty lecą; niełatwo w za krótkie weekendy, kiedy czas się rozłazi i nie możemy być zupełnie sami. Niełatwo zdobyć się na absolutne zaufanie (szczególnie, kiedy bywa zawiedzione), niełatwo powstrzymać od kontrolowania. Niełatwo kontrolę znieść, niełatwo uśmiechać się, gdy akurat ma się złe dni, tylko dlatego, że druga połówka czeka na czułe słówka. Wyjątkowo strasznie się pokłócić, a potem wyjechać na trzy tygodnie niewidzenia. I nie sądzę, żeby istniała na to wszystko jakaś uniwersalna recepta. Każdy sobie musi przepisać swoją własną. Gdzieś już to było: trzeba znaleźć złoty środek.
I tym altruistycznym twierdzeniem kończę na dziś, pozdrawiam wszystkie związane, a wolnym życzę, żeby był taki, jak w poście Azteczki. Albo chociaż podobny
Izzie (22:41)
14
21 października 2004
Nie chce mi się
Nic mi się nie chce. Nie chce mi się wstawać rano. Nie chce mi się myć (oprócz zębów i włosów, jak już ociekają mi tłuszczem). Nie chce mi się robić śniadania (ale chce mi się, niestety, jeść, na okrągło). Nie chce mi się odchodzić od gadającego pudełka (nawet, jak nic nie ma), chyba, że do drugiego pudełka o nazwie komputer. Nie chce mi się czytać, ani pisać, nie chce mi się dzwonić do znajomych, bo nie chce mi się zaczynać gadać (ale jak ktoś zadzwoni, to... jest nieźle). Nie chce mi się sprzątać, prać, ale o dziwo bardzo chce mi się gotować i gotowam nawet się poświęcić i ubrać się, i iść do sklepu po wiktuały. A przecież nie chce mi się nawet iść po Gazetę.
Siedzę, jem i tyję. Jeszcze chwila i zrobię się taka, jak mama Gilberta Grape’a.
Na szczęście czasem MUSZĘ coś zrobić.
Gratulacje za rozszyfrowanie Opola, Cinna to nie Łosiów, tylko Niemodlin (dawniej Falkenberg i stąd ten sokół w herbie – bo to sokół był, to żółte).
Kolejna zgadywanka: jutro jadę do
Będą nagrody! Podpowiedź – z Warszawy pojadę na południe. Specjalistka od heraldyki miejskiej na pewno zechce zasiąść w jury
Izzie (20:39)
14
15 października 2004
Wsiąść do pociągu...
O 15.30 wsiadam w nie byle jaki
O 19.42 ląduję w
a późnym wieczorem w
Życzę wszystkim miłego weekendu!
Izzie (12:10)
13
14 października 2004
Dzień Nauczyciela
Kochanym belfrom i wszystkim, którzy choć jeden dzień przepracowali w tym zawodzie (czyli sobie też) dużo szczęścia i pociechy z podopiecznych!
Izzie (11:52)
9
12 października 2004
O wyższości książki nad filmem po raz pierwszy i zapewne nie ostatni
Oglądam (po raz n-ty) „Niemoralną propozycję” i zastanawiam się, jak to jest, że zawsze książka jest lepsza niż film. W w/w wszystko pokręcili. W książce Diana była amerykańską blondynką, a milioner był Arabem. W książce zawarto obfitujący w szczegóły opis konsumpcji, a w filmie ani pół minutki, bo Demi Moore nie chciała grać sceny z Redfordem. Sęk w tym, że to ważna (mimo iż kosmata) scena była. Bo przecież chodziło o to, że jej się PODOBAŁO.
Nie tak dawno skończyłam czytać „Czekoladę”. Film podobał mi się bardzo. Ale nawet się nie umywa do książki. Jest słodki i hollywoodzki. A przecież nawet Ci, którzy książki nie czytali wiedza, że Vianne nie zawsze przyrządzała słodką czekoladę. Książki jest życiowa, a film jest bajeczką.
Dlaczego tak się dzieje? Fakt, nie da się wszystkiego zawrzeć w filmie, musiałby trwać godzinami. Ale co innego skrócić a co innego przerobić.
Obejrzałam ostatnio w ramach nudów „Królową potępionych” i nie mogłam się nadziwić, że Anne Rice zgodziła się w ogóle na umieszczenie własnego nazwiska w czołówce. Ten film ma tyle wspólnego z pierwowzorem, co nie przymierzając „Troja” z Homerem. A „Wywiad z wampirem” był przecież dobrym filmem. Nie tak dobrym, jak książka... No, ale kontynuacja jest pomyłką, tym bardziej, że opiera się na dwóch pięćsetstronicowych tomach.
Druga sprawa jest taka, że filmy są dla innych ludzi, a książki dla innych. Weźmy na przykład „Imię róży”. Pierwsza sprawa jest taka, że zawarcie w filmie wszystkich wątków i odniesień , jakie zawarł w powieści Umberto Eco, byłoby zwykłą niemożliwością. Po drugie nawet gdyby zdołano zawrzeć choć połowę, to jak dużo kinomanów coś by z tego zrozumiało? Przecież oprócz tych, którzy czytają książki, do kina chodzą i tacy, którzy z napisami kiepsko sobie radzą.
Myślę, myślę i dochodzę do wniosku, że ze wszystkich ekranizacji, które ostatnio obejrzałam, najlepszy był Harry Potter. Choć nie wiem, jak dużo zajarzyłabym z „Więźnia Azkabanu” gdybym wcześniej nie przeczytała książki.
Izzie (21:43)
11
09 października 2004
Odpędzanie smutków: subpost
Zgadałyśmy się z Teściową i w ten jesienny dzionek postanowiłyśmy przepędzić smutki i nie dać się. Zaserwowałam gorącą
Teściowa zapewniła dobrą muzę. Ktoś chętny, żeby się przyłączyć?
Izzie (23:36)
29
Dwujęzyczne smutki
Solitude
Just a simple room just a simple me
One more time I'm doing my face
Getting dressed pouring a cup of tea
Again my waiting will turn to a pain
My name is Solitude
I'm a simple girl, living simple life
Working praying being alone
I wonder why my life's passing me by
Everyday every night I only live to hope
My name is Solitude
Again I'm washing the night away
From my lips and my eyes
Outside there's a dawn of a new day
Lord won't you give me one more try
Samotność
Pusty pokój, gdzieś po kątach kurz
Wstaję, czarną kawę parzę
Znowu kładę na policzki róż
I czekam na niespełnienie marzeń
Na imię mi Samotność
Chciałabym żyć cicho swoim życiem
Ale muszę z myślami się bić
Zmierzch po zmierzchu, świt po świcie
Żyję tylko po to, by śnić
Na imię mi Samotność
Zmywam noc z rzęs i ust
Znów na zewnątrz dnieje
Zanim ześlesz sen bez snów
Panie, ześlij mi nadzieję
Izzie (17:53)
8
07 października 2004
Back in business
Ha! (Miało być hurra, ale uznałam, że to nie jest powód do przesadzania z radością)
Z racji tego, że jestem bezrobotna i mam dużo wolnego czasu, co by pojeździć po Polsce i pozbierać konieczne materiały, odezwała się do mnie zaprzyjaźniona redakcja ze zleconkiem. Oczywiście sprawa jest jednorazowa, ale cieszę się z samego faktu, że znów będę sobie mogła przez jakieś dwa-trzy dni podziennikarzyć (jeden dzień – wyjazd na zbieranie materiałów, dwa dni – pisanie tekstu). I NIE ZA DARMO.
Chyba się trochę za tym stęskniłam... W sumie szkoda, że nie da się tak na stałe...
Wrrr, koniec z rozczulaniem!
Kołyska
To kołyska
Kołyska, wahadło
Zaznacza wiek niewinności choć lata mijają
Kołyska do Nibylandii
Nadeszła ciemność jak stary przyjaciel
Który drapał i właził po ścianach
W moje życie
W moje przeznaczenie
W moje pożądanie
To kołyska
Wahadło
Między kawałkami i liniami
Nie zostawia nic do ukrycia
(INXS - "The Swing")
Izzie (23:02)
8
06 października 2004
Samouczek dla twórców horrorów
Jeśli ktoś z Szanownych Państwa Blogreaderów zechce zostać reżyserem, scenarzystą lub producentem filmowym i wyjedzie do Hollywood, aby tam kręcić horrory, oto kilka wskazówek, gwarantujących (jeśli w tej dziedzinie w ogóle można mówić o takowym) sukces.
Scenariusz: W sumie mało istotny, trzeba tylko obowiązkowo zawrzeć kilka elementów:
A. bohaterami musi być koedukacyjna grupa młodych ludzi.
B. dużo krwi, odcinanie członków i te rzeczy; morderca musi się więc posługiwać narzędziami typu: noże, piły łańcuchowe, siekiery, szpikulce do lodu; trucizna jest najmniej ekscytująca, chyba, że po wypiciu delikwent toczy efektowną pianę z ust.
C. w finale koniecznie musi być burza z piorunami i ulewa, w której bohaterowie ślizgając się po błocie będą uciekać przed mordercą, efektowne uderzenie w coś pioruna nie zaszkodzi.
D. mieszanie wątków; mordercą nie może być najmniej podejrzany, bo widz się od razu domyśli, trzeba przerzucać podejrzenia z jednego bohatera na drugiego, wybijając ich po trochu; jeśli na końcu bohater nie dowie się kim był morderca, tym lepiej, nakręci się sequel.
E. pod żadnym pozorem nie zabijać mordercy, chyba, że ma syna, przecież trzeba nakręcić sequel.
F. tytuł jest istotny, można uderzyć z grubej rury (vide „Teksańska masakra piłą mechaniczną”), można delikatniej, ale tajemniczo („Coś tam bez powrotu”).
G. można wrzucić szczyptę mistyki, ale nie przesadzać z duchami i voodoo, wszystko musi wyglądać realistycznie; przecież nikt się nie bał na „Uwierz w ducha”.
Zdjęcia: Wszystko trzeba sfilmować tak, żeby przypadkiem nie było wiadomo, o co chodzi. Pocięte ujęcia, nie wiadomo, czyje nogi i ręce, jakiś wznoszący się nóż i wrzask (potem może się okazać, że to tylko ktoś kroił chleb, nie ma znaczenia, liczy się klimat). Dużo trzaskających drzwi, padających cieni. Zapamiętaj! Wypruwanie flaków nie jest tak straszne, jak odgłos wypruwania flaków i rosnąca kałuża krwi, piła łańcuchowa w ręku mordercy też robi większe wrażenie, niż odcinanie głowy; najlepsze są zakonserwowane w słojach organy. Rzyganie na zielono wyszło już z mody.
Aktorzy: same nieznane twarze; gwiazdy odwracają uwagę widza.
Muza: alternatywny rock lub nu metal, nic innego nie wchodzi w rachubę.
Powodzenia!
Izzie (19:54)
9
05 października 2004
Kino z życia
Biografie niektórych ludzi są tak fascynujące, że aż trudno w zawarte w nich fakty uwierzyć. Szczególnie jeśli wezmą je na warsztat spece z Hollywood. Czasem pewnie główny bohater z trudem się rozpoznaje. Czasem jednak życie okazuje się nawet bardziej skomplikowane i dramatyczne niż film.
Obejrzałam dziś „Złap mnie jeśli potrafisz” i nie byłabym sobą, gdybym nie zapragnęła od razu dowiedzieć się więcej o Franku Abagnale’u.
Fakt, nie udałoby się zmieścić wszystkich jego perypetii w jednym filmie. A szkoda – oprócz tego, że sfałszował czeki o łącznej wartości 2,5 miliona dolarów, udawał pilota Pan Amu i TWA, pracował jako pediatra, urzędnik w biurze prokuratora, a nawet wykładał socjologię na uniwersytecie. I dokonał tego wszystkiego nie skończywszy nawet 21 lat. Trudno uwierzyć, jak się ogląda film Spielberga – ale to wszystko prawda. Kiedy go wreszcie złapano, odsiedział pięć lat z zasądzonych dwunastu, a potem załapał się do FBI i do dziś zajmuje się walką z fałszerzami.
Jeśli kogoś interesuje cała historia Franka, niech zajrzy; a to link do oficjalnej strony Franka.
Film polecam, choć to taka familijna historyjka o słodkim draniu; obsada godna uwagi, nawet Martin Sheen w epizodycznej roli (niedoszłego) teścia Franka; Tom Hanks (za którym nie przepadam, co nie znaczy, że nie uwielbiam filmów, w których grał) jako zawzięty agent FBI, no i oczywiście śliczny Leoś (niezły, naprawdę niezły, a pod koniec filmu przypomina samego Roberta Redforda).
Izzie (22:44)
2
04 października 2004
Twarze na szklanym ekranie
Oglądamy „Na dobre i na złe”. Oglądamy, bo lubimy. I wczoraj o 16.00 sobie włączyliśmy. Informatyk o znanej (mi) spoza ekranu twarzy przesadził z alkoholem. Ale sprytny, mały synek oraz czuły personel szpitala w Leśnej Górze pomógł mu stanąć na nogi.
Po „NDINZ” postanowiliśmy obejrzeć na komputerze „Starą Baśń”. Zosia masowała plecy Chmielnickiemu (teraz już wiem, czemu Kuba się wyprowadził). Wiedźmin nauczył się szwedzkiego i nagle okazało się, że informatyk-alkoholik jest Wikingiem i stanął do boju naprzeciw Wiedźmina, który dziwnym trafem nie miał już na imię Geralt, tylko Ziemek. Wiedźmin go nie zabił, jak to było, gdy informatyk służył pod komendą okrutnej Renfri. Tym razem zadźgał go Podbipięta. Podstarzały Kmicic powiódł do walki rzesze kmieci i okazało się, że jeszcze nie zapomniał jak to było pod Jasną Górą. Nie wiem, czy myszy zeżarły Chmielnickiego, bo walnął w niego piorun.
Korzystając z okazji, że siedzimy przed kompem zarzuciliśmy jeszcze „Nigdy w życiu” i okazało się, że Kuba znowu podbija do brunetki. Kasia zeszła się z doktorem Mejerem, a przecież wszyscy wiemy, że odebrała wcześniej Mareczka siostrze Bożence (i to na amen, bo jak wyszedł z serialu, to już nie wrócił). A siostra Marta dawała się obłapiać na kuchennym blacie. Straszne rzeczy.
Zdecydowanie, pracownicy szpitala w Leśnej Górze biorą za dużo chałtur i wcale mi się to nie podoba.
A póki co spadam na „M jak miłość”
Izzie (20:15)
6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz