Salon Piszących w Szkocji

sobota, 30 kwietnia 2005

Bezsennik Niecodzienny 0405

15 kwietnia 2005
Angielskie rozyczki

Od razu dla pelnej jasnosci sytuacji wyjasniam, ze mieszkam na prowincji, dosc gluchej, na ktorej czas plynie wolniej, niz gdziekolwiek. A przynajmniej na to wyglada. Oczywiscie z czasem do wszystkiego idzie sie przyzwyczaic, choc obawiam sie, ze glowa juz zawsze bedzie mi sie odwracac w prawo przy wchodzeniu na jezdnie, w zwiazku z czym mam szanse wyladowac w koncu pod kolami samochodu marki Vauxhall (na przyklad).

Nie jestem tez pewna, czy naucze sie, ze zeby umyc raczki, trzeba zatkac odplyw, nalac troche z cieplego kranu, troche z zimnego, wymieszac, umyc rece i wytrzec mydlo recznikiem. Wszelkie proby mycia pod kranem koncza sie poparzeniem (mycie pod kranem cieplym) lub zmrozeniem (kran zimny).

Za to z pewnoscia nauczylam sie juz zagladac do licznika, zeby sprawdzic, jak szybko potrzebny bedzie nowy token. Skleroza tokenowa skonczyla sie tym, ze kiedys o 22.30 prad w calym domu padl i musialysmy, oswietlajac sobie droge telefonami, wylec na klatke schodowa w pizamach i doladowac.

Wieczorny spacer moze byc bardzo przyjemny, pod warunkiem, ze nie pada. Oraz ze patrzysz pod nogi. Niezwykle latwo jest bowiem wdepnac w psia kupe. Mozna tez ewentualnie zostac zalatwionym przez mewe. Nie ma co sie chowac w sklepach, bo o 17.30 otwarty jest co piaty, a o 18 moze ze trzy w calym miescie.

Chwala Bogu, ze przywiozlam koncentrat pomidorowy i tym podobne rarytasy, bo jakbym miala jesc te ich gotowe frykasy to bym sie chyba zaplakala. Juz z przerazeniem mysle o dniu, kiedy mi sie skoncza polskosci. Chyba bede smazyc placki ziemniaczane na okraglo.

Nie chce narzekac, nie zrozumcie mnie zle. Calkiem jest fajnie. Jest Body Shop, a to wynagradza wiele. Jest morze i plaza. Jest fajny pub, z nienajgorsza muza. Cene piwa jestem sklonna przelknac (samo piwo z pewnym trudem). Ludzie sa w wiekszosci przemili i caly czas mowia mi, how fluent is my English. Mam mnostwo pracy, wiec nawet nie mam za duzo czasu, zeby tesknic. Zreszta z czystym sumieniem moge zostac po godzinach i pogadac przez Skype’a. Jakos przetrwam. Lipiec wydaje sie wprawdzie odlegly, ale jestem tu niemal cztery tygodnie, a wydaje mi sie, ze dopiero przyjechalam. Nawet nie zaczelam skreslac dni w kalendarzu.



No, dobra, jestem tu 26 dni, 2 godziny i 38 minut. I nie mialabym nic przeciwko weekendowi w Polsce.

Izzie (12:12)
28




14 kwietnia 2005
East Point

A ja jestem tu:



I wlasnie taka mamy pogode :(

Izzie (14:40)
4




04 kwietnia 2005
Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć...



Za tę chwilę pełną śmierci dziwnej,
która w wieczność niezmierną opływa,
za dotknięcie dalekiego żaru,
w którym ogród głęboki omdlewa.

Zmieszały się chwila i wieczność,
kropla morze objęła -
opada cisza słoneczna
w głębinę tego zalewu.

Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć?
Dno ciszy, zatoka zalewu - samotna ludzka pierś.
Stamtąd żeglując w niebo
kiedy wychylisz się z lodu,
miesza się szczebiot
dziecięcy - i podziw.


Karol Wojtyła (18 maja 1920 - 2 kwietnia 2005)

Izzie (12:23)

Brak komentarzy: