Salon Piszących w Szkocji

sobota, 30 września 2006

Bezsennik Niecodzienny 0906

27 września 2006
Cos o pisaniu bloga

Ze za malo pisze podobno? Ze wykpilam sie zdjeciami i leniuchuje?
To niezupelnie tak.

Kiedy zakladalam tego bloga ponad dwa lata temu, mialam wyjatkowo nudna prace, tak nudna, ze z nudow przeczytalam calego Wiedzmina w formie e-bookow i rozne inne rzeczy. Z pracy mnie wkrotce zwolnili, wiec pisalam bloga, zeby miec kontakt ze swiatem, kiedy siedzialam w domu, bezrobotna. Potem znalazlam kolejna prace, ktora wypelniala mi czas i szargala nerwy (pracowalam tam na czarno, wiec ktoregos dnia bezbolesnie opuscilam biuro, po kolejnej niezasluzonej awanturze).

Wreszcie wyjechalam na Wyspy. Obiecalam sobie pisac wspanialego, emigracyjnego bloga, ale plany spalily na panewce, bo mialam tak duzo pracy, ze wena mnie opuscila absolutnie i zaczelam nadrabiac dopiero, kiedy siostra zglosila mnie do konkursu na bloga roku.

Potem wyladowalam w Szkocji i powoli zaczelam bloga odswiezac i cos tam publikowac. Mialo byc nawet wiecej z racji komputera i internetu w domu. Ale pozostalo mi przyzwyczajenie do pisania w pracy. Zdecydowanie najwiecej weny mam w przerwie na lunch. Tylko, ze poniewac wlasnie zaczyna sie rok akademicki, a ja pracuje na uniwersytecie, moje przerwy na lunch znacznie sie ostatnio skrocily, a jak nawet sa, to poswiecam je bezmyslnemu klikaniu, bo i tak mysle glownie nazwami wykladow, tudziez datami spotkan, deadlinami wydawniczymi itd. Oczywiscie moglabym sobie w spokoju siedziec w domu i klecic wieczorem notki, ale poniewaz Trzaska wreszcie przeprowadzila sie do Edynburga, zamieszkala w naszym salonie i szuka pracy, to wieczorami glownie sobie plotkujemy i na pisanie nie ma czasu. Na babskie ploty za to - nigdy za malo.

I szkoda, ze Buhaj nam siedzi nad glowa i nie pozwala za bardzo plotkowac…

Buhaj: Baby!! Ja ogladam Simpsonow, nie gadac!

albo

Buhaj (z sypialni – mial juz spac): Kotku! Kotkuuuu!
Izzie: No, co tam?
Buhaj: Obgadujecie mnie, wiem na pewno, bo mowicie szeptem.
Izzie: Mowimy szeptem, bo spisz.
Buhaj: Ja was znam, na pewno mnie obgadujecie.

No i wreszcie: na poczatku listopada Wam powiem, dlaczego jeszcze nie mam czasu pisac.

(aha, oczywiscie, mam wlasnie przerwe na lunch)

Izzie (14:29)
21




20 września 2006
Fotoreportaż z krainy potwora

Wallace Monument/Stirling

Glencoe

Loch Oich

Urquhart Castle

Loch Ness

Izzie nad Loch Ness

Nessie istnieje!

Tęcza nad Suidhe

Suidhe

Zachód Słońca nad Suidhe

Kamienne kręgi z Clava Cairns

"Glamis sen zabił,dlatego też Kawdor
Nie zaśnie; Makbet nigdy już nie zaśnie"

Cawdor Castle

wszystkie zdjęcia by Buhaj

Izzie (21:48)
25


14 września 2006
A imie jego...

Jestem, jestem, tylko te eksperymenty z czasem przybraly na sile i generalnie w ogole nie wiem, jaki dzis dzien. Ponoc polowa wrzesnia. Coz, jak patrze za okno wyglada mi to raczej na listopad. Az sie chce chwycic parasol i postepowac w strugach deszczu.
Dostalam przedwczoraj awizo z poczty, na ktorym jak byk bylo tylko moje imie i to w formie skroconej. Tylko, zadne zabawy w nazwisko. Pomyslalam sobie, no, jasne, listonoszowi nie chcialo sie przepisywac bezsensownej mieszaniny literek, jaka dla przecietnego Szkota jest moje nazwisko. Na poczcie, rzecz jasna, poproszono mnie o dowod tozsamosci, w ktorym nie dosc, ze jest nazwisko, to jeszcze imie w pelnej wersji. Urzednik w okienku popatrzyl na mnie dziwnie, wiec wyjasnilam, ze zapewne postmanowi nie chcialo sie wpisywac mojego nazwiska, a to w awizie to jest short form od tego, co w ID. Na przesylce na pewno jest moje nazwisko, wiec mozna sprawdzic. Okazalo sie jednak, ze na kopercie widnieje rowniez tylko i wylacznie moje imie w formie skroconej (ktorej generalnie uzywam, bo mialam dosc wyrazu twarzy: Aaaaa! Jak to przeczytac?, tudziez listow z poprzekrecanym imieniem – nawet szanowny City of Edinburgh Council nie raczyl przepisac naszych imion i nazwisk poprawnie, choc kaligrafowalam w formularzu, jak umialam najwyrazniej). Poczta na szczescie miesci sie na edynburskim Jackowie, wiec pan w okienku nie takie rzeczy widzial i przesylke wydal z usmiechem (nota bene: byly to bilety na koncert Kultu w pazdzierniku).

Czasem naprawde juz mnie nie dziwi, ze Polacy tutaj uzywaja zangielszczonych wersji swoich imion, tudziez przedstawiaja sie po angielsku fonetycznie (czyli na przyklad Ula zostanie Jula, a Kowalski – Koualskym). Ja sie uwzielam i obstaje przy swoim. W pracy wszyscy wiedza, jak sie nazywam, choc na poczatku moje imie przybralo z tysiac roznych odmian. Kurcze, ostatecznie nie dali nam na imie Susan, Kate czy Peter, tylko Zuza, Kasia, Piotrek. Czy jak jakis Szkot przeprowadzi sie do Polski, to mowi od razu, ze ma na imie Kuba, a nie Jimmy?

Izzie (12:12)
22

Brak komentarzy: