16 października 2006
Babski swiat
Odkad Trzaska zamieszkala z nami (a planuje sie wkrotce wyprowadzic) uskuteczniamy czasem babskie spedzanie czasu, na co Buhaj badz sie lapie za glowe, badz mruczy pod nosem, badz nie ma nic do powiedzenia, gdyz nie ma go w domu.
Zaczelo sie od ladies night w dniu wyplaty, kiedy mialam pracy tak szczerze dosc, ze musialam odreagowac. Na odreagowanie wybralysmy przytulna winiarnie na Charlotte Square (gdyby ktos zamierzal sie w najblizszym czasie wybrac do Edynburga). Zamowilysmy butelke bialego wina (a potem nerwowo kartkowalysmy menu w obawie, ze kosztuje 30 funtow lub wiecej – nie kosztowalo). Jako zakaske wzielam pasztet, a Trzaska lososia. Moj pasztet byla tanszy, byla go spora kupka okraszona roszponka z sosem vinegret oraz owsianymi ciasteczkami. Losos Trzaski kosztowal tyle, ile dwa spore opakowania w sklepie, byl cienki jak rajstopa, tak ze bylo przez niego widac talerz. Na dokladke mial ino cytryne. Na szczescie wino bylo pyszne, wyduldalysmy cala butle i chichotalysmy potem caly wieczor.
Wspominac nie musze oczywiscie, ze na zakupy w Edynburgu jest gdzie pojsc i lazimy. Oczywiscie uwielbiam te momenty, kiedy nie zamierzam kompletnie nic kupowac, po czym wchodze do Shuh. A tam takie fantastyczne buty na jesien, ktore do wszystkiego pasuja i w ogole. Kupuje bez zastanowienia.
Ostatnio sie z Trzaska wybralysmy do wielkiego ciuchowego marketu. Nigdy tam nie bylam, sprawdzilam wiec na mapie, jak tam dotrzec. Wygladalo prosto i oczywiscie. Wysiadlysmy na odpowiednim przystanku, przeszlysmy z dwa kilometry w prawie szczerym polu i nic. Wrocilysmy wiec do domu. Okazalo sie, ze bylysmy juz blisko i nalezalo sie szczerym polem nie przejmowac. Mam jednak przeczucie, ze nie bylo warto zasuwac na kraj swiata.
Trzaska pracuje w samym centrum i (szczesciara) moze w przerwie na lunch pobiegac po sklepach. Oczywiscie wpada na wszechobecne wyprzedaze i (naszym) starym zwyczajem kupuje bielizne po funcie. Chciala mi nawet ostatnio kupic pare majtek (bo ja mam tylko jedno centrum handlowe w poblizu, a nie cala Princes Street).
W zeszlym tygodniu praca zagnala mnie do Glasgow. Szefowa wymyslila, ze po calym dniu konferencji cos nam sie zalezy, wiec wybralysmy sie we trzy na drinka, a potem na kolacje do Wlocha. Poszly dwie butelki wina i nie wiem, jak to sie stalo, ze nagle skonczylysmy dyskutujac o niedudanych zwiazkach, seksie i posiadaniu dzieci. Takie babskie tematy.
No, bardzo fajnie, nie powiem, taki babski swiat, ale w sumie chcialabym, zeby Buhaj znowu mniej pracowal i dal sie namowic na wielkie zarcie polaczone z maratonem na DVD.
Izzie (13:58)
22
01 października 2006
...
Angelika miała 23 lata, była na ostatnim roku skandynawistyki w Gdańsku. Juz drugi raz spędzała wakacje w Szkocji. Po koniec września miała wracać do Polski, na rozpoczęcie roku akademickiego, kupiła bilet.
Zniknęła w ubiegłą niedzielę. Jej starsza siostra szalejąc z niepokoju szukała jej przez tydzień, polska społeczność w Szkocji też zaangażowała się w poszukiwania, drukowanie i rozklejanie plakatów, roznoszenie ulotek, wypatrywanie na ulicach...
W piątek wieczorem na terenie kościoła św. Patryka w Glasgow, znaleziono ciało, które zidentyfikowano, jako ciało zaginionej.
Proboszcz parafii słynął jako osoba prowadząca politykę „otwartych drzwi”, pomagał potrzebującym, to na jego zaproszenie Angelika gościła w Glasgow, to on dał pracę „ złotej rączki” Peterowi Tobinowi, podejrzanemu o zabójstwo Angeliki, notowanemu za przestępstwa seksualne...
W takich chwilach ogarnia mnie wściekłość i bezsilność. Wpajane mi w dzieciństwie prawdy o tym, że ze złem walczy sie dobrocią wydają mi się totalną bzdurą.
Izzie (12:55)
10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz