Salon Piszących w Szkocji

czwartek, 15 października 2009

Mowie, co mysle

Tak mnie naszlo, bo wlasnie sobie gawedze z moja wspolpracownica (ktora na papierze jest moja asystentka, ale na papierze tylko; no, ewentualnie, jak nie chce jej sie przyjsc do pracy, to musi mnie pytac; takoz o urlop) i ona mi mowi, ze jej sie podoba, ze ja zawsze mowie, co mysle.
No, zawsze, jak zawsze - czesto; acz bywa, ze mi to mowienie kolkiem w gardle staje, bo nie kazdemu mozna. Niektorzy sie obrazaja.

Kiedys mi sie wydawalo, ze najwazniejsza jest dyplomacja i trzeba wiedziec, co, kiedy i komu. Ale to oczywiscie nie jest taka prosta sprawa. Szczegolnie jak czlowiek jest gadula, taka, jak ja i ogolnie rzecz biorac pepla (za) duzo. W gruncie rzeczy lepiej zatem zastanowic sie nad tym JAK mowic. Zeby nie urazic, ale i nie mydlic oczu. Ucze sie caly czas.

Osobiscie nie lubie wcale, jak ktos mi cos wyrzuca albo krytykuje, ale jeszcze bardziej nie lubie, jak ktos mi mydli oczy, gada za moimi plecami lub zwyczajnie, w zywe oczy, klamie. To juz wole najgorsza prawde, dziekuje bardzo.

Mowienie, co sie mysli, nie jest specjalnie modne na Wyspach, szczegolnie bardziej na poludnie. Mysle, ze niektorzy ludzie tutaj uwazaja wrecz, ze mowienie co sie mysli jest niekulturalne. W Szkocji juz niekoniecznie, Szkoci sa szczerzy raczej, do bolu czasem. Tak czy inaczej ja ze swoja szczeroscia pewnie sie niektorym wydaje egzotyczna, szczegolnie, ze calkiem dobrze mi wychodzi to szczerzenie po angielsku. W poprzedniej pracy bywalam szczera bardzo czesto, szczegolnie jak mnie ktos wkurzyl i potem moja szefowa sie tlumaczyla: you know it's the Polish sincerity, tak jakby Polacy nie byli narodem kretaczy i dupowlazow, a szczerych i sprawiedliwych.
Przystosowalam sie troche, ale tylko troche - wciaz zdarza mi sie powiedziec cos, co na Wyspach jest ogolnie uznawane za politically incorrect. But true.

Najwiecej problemow z byciem szczerym jest w Internecie, bo tak oko w oko, to czasem sie jednak czlowiek zastanowi, czy palnac, a wirtualnie to nie dosc, ze sie nie zastanawia, to jeszcze ten ktos po drugiej stronie swiatlowodu tez sie nie zastanawia i potem rozne (glownie) nieporozumienia z tego wychodza. Tez tak macie?

6 komentarzy:

kijevna pisze...

mnie się kiedyś wydawało, że najważniejsza jest szczerość, teraz wyznaję fuzję szczerości z dyplomacją - są rzeczy, które warto powiedzieć łagodniej, co nie zmienia wartości przekazu, ale czasem tak jest po prostu lepiej

natomiast nie potrafię mówić komuś czegoś, czego nie myślę tylko dla dyplomacji, czy na odczepnego, bo i tak zaraz po mnie widać, że kłamię - wtedy milczenie mówi za mnie;)

a co do tego wyspiarskiego "bycia miłym" to mam ambiwalentne uczucia, bo jest mi ono jak najbardziej na rękę, kiedy kontakty nie są bliskie, natomiast w pracy i w przyjaźni wolę szczerość - a to bardzo ciężko tu osiągnąć

szczerość w internecie... hmm - tutaj chyba właśnie najbardziej rządzi forma przekazu i to gdzie go uskuteczniasz (czy jest to blog, czat, czy forum) - najwięcej problemów jest na czacie, gdzie trzeba szybko reagować i łatwo się poplątać;
a na tym forum, o którym myslę spokojnie można być szczerym, tam jest tylu popaprańców, że i tak Ci nikt nie uwierzy;)

Unknown pisze...

Z wiekiem nauczylam sie przynajmniej dyplomatycznie milczec... Ale jak mam zly dzien, chandre albo PMSa, to cala dyplomacje szlag trafia i wylazi ze mnie szczerosc do bolu. No i dlatego ciagle mam klopoty, bo pol biedy, jak cos szczerze wygarne prywatnie, a gorzej, jak wystrzele z czyms w pracy...

Kasia pisze...

Bo to w ogole chyba jest tak, ze ludzie specjalnie szczerosci nie cenia (ani w Polsce, ani tu). Sama cenie, co nie znaczy, ze jak mi ktos wygarnie, to sie nie obraze na wstepie ;) Dlatego jak mi ktos powie, ze to mu sie podoba, to mi sie to wydaje takie niezwykle. W tej okropnej firmie, w ktorej pracowalam na poczatku na Wyspach, kompletnie mnie zbili z tropu, jak mi powiedzieli, ze cenili moja szczerosc, bo przynajmniej wiedzieli, co mysle (nie mogli mi zarzucic, ze za plecami im gadam, bo im w oczy mowilam).

Siostro, a myslisz, ze to sie w genach ma, te szczerosc?

Biszop pisze...

Oj, oj ile razy ja po tylku dostalem za mowienie tego co mysle... :-))) Ale mina mojej Siostry po uslyszeniu moich nieprawomyslnych pogladow jest bezcenna :-)

Unknown pisze...

Obawiam sie, ze faktycznie sporo zalezy od genow... I dlatego, Siostro, mamy takie paskudne charaktery:-)

Annette ;-) pisze...

W pracy mam opinię wrednej i złośliwej zołzy bo... mówię, co myślę. Jak mi się coś nie podoba - walę prosto z mostu, a potem słyszę, jaka to okropna jestem i jak to źle się ze mną pracuję, bo wszystkich się czepiam. Zniosę dużo, wiele rzeczy potrafię przemilczeć, ale ile można? Dodam, że nie robię tego dla sportu albo z nudów, a jedynie wtedy, gdy mam konkretny powód.

Prywatnie jest podobnie. Tyle że, jak pisze Agnieszka, wygarnąć coś komuś prywatnie, to pół biedy, w pracy bywa gorzej.