Tymczasowosc. Mowia, ze to najwazniejsza cecha emigracji. Wszystko jest takie tymczasowe. Kariera (szczegolnie, jesli na poczatku ogranicza sie do niewymagajacych zadnych kwalifikacji zajec). Mieszkanie (wynajete, bo na swoje nie stac, albo na swoje zbieramy, ale w Polsce). Zwiazki (niezliczona ilosc zwiazkow, ktore sie rozpadly tu, albo miedzy tu a tam, przypadkowe zwiazki miedzy tu, tam, a jeszcze gdzies indziej)...
Nie wiem, czy gdziekolwiek indziej jest mniej tymczasowo. Gdybym byla w Polsce to moze bylabym tez tymczasowo gdzies pomiedzy, jak wiekszosc moich znajomych tam. Miedzy zareczynami a slubem. Miedzy mieszkaniem katem u rodzicow, a wlasnym M-iles. Miedzy jednym dzieckiem a drugim. Miedzy taka praca a inna. Miedzy dwupokojowym, za ciasnym mieszkaniem, a wlasnym domem, ktory bedziemy budowac przez nastepne dwadziescia lat. Miedzy "mam dosc" a decyzja o zmianie. Miedzy mezem a rozwodem.
Chyba dawno juz przestalam myslec, ze jestem tu tylko na razie. Nie zastanawiam sie nad tym. Mam dobra prace, nie mam pojecia, czy mialabym taka w Polsce; znajac zycie robilabym cos zupelnie innego. Nie bede tego robic do konca zycia, bo (wiem to na pewno) juz wkrotce zacznie mnie znow nosic. Wiem, na co mnie jeszcze stac i wiem tez, ze nikt za mnie tam nie dojdzie - musze powalczyc sama. Czy sie uda? Na pewno. Grunt to zgromadzic wystarczajaca ilosc wiary w siebie.
Mieszkanie - no tak, mieszkanie jest z pewnoscia tymczasowe, ale to na stale bedzie tu, nie w Polsce. Jak wszystko pojdzie zgodnie z planem, to pewnie niedlugo.
Zwiazek tez juz raczej na dobre. W momencie, w ktorym sie zaklada wspolne konto i snuje wspolne plany, tymczasowosc pryska. Tak, tak, na nic w zyciu nie ma gwarancji, ale umowmy sie, ze zmiana nazwiska tez niczego nie gwarantuje.
W jakims sensie u mnie jest mniej tymczasowo niz u tych znajomych, ktorzy w Polsce borykaja sie z okablowaniem swoich dzialek pod budowe lub podpisuja papiery rozwodowe. Albo kolezanek, ktore chetnie zmienilyby prace, ale tymczasem druga ciaza i wazniejsze jest, czy beda mogly isc na macierzynski.
Nie chce tu bynajmniej twierdzic, ze na emigracji lepiej. Nie. Po prostu tak samo codziennie, jak tam. Problemy podobne i tymczasowosc podobna. Na zawsze brzmi jednak dosc limitujaco, a przeciez caly urok zycia w tym, zeby zupelnie niespodziewanie dla siebie czasem skrecic z wytyczonej drogi, porzucic dazenie do gwiazd na rzecz chwili. Na razie.
3 komentarze:
I znowu mi się Twój wpis podoba...:)
Ciesze sie :) Nareszcie sie wzielam do roboty, bo juz same zapchajdziury wrzucalam :)
Ładnie opisane (dla odmiany od Ładnie napisane" pod wcześniejszym postem :-))
Prześlij komentarz