Nie wiem, czy wiecie, ale mam urodziny dwa dni przed urodzinami Madonny. Tak jakoś wyszło. Jak miałam z 11 lat, to miałam pokój wytapetowany jej plakatmi, posiadałam płytę True Blue w wersji winylowej (przeskakiwała na tytułowej piosence i na Live to Tell). Miałam nawet scrapbook z wycinkami o Madonnie.
Jak ukazała się płyta Like a Prayer, to dostałam zakaz oglądania teledysku. Ale za to miałam plakat z Razem czy czegoś takiego ze zdjęciem z tego teledysku właśnie. Z pieprzykiem, rzecz jasna. Miałam oryginalną kasetę z muzyką z Dicka Tracy, co w tamtych czasach było nie lada osiągnięciem.
Potem różnie to było, choć muzyka Madonny na zawsze pozostała moją guilty pleasure. Kiedy zaczęłam zarabiać własne pieniądze i chodzić na koncerty, właściwie przez myśl mi nie przeszło, żeby iść na jej koncert, bo a) nie chciałoby mi się specjalnie jechać gdzieś tam, b) bilety były zawsze upiornie drogie, a umówmy się, że szarpnąć się na zapłacenie podwójnej ceny za bilet to się mogłam tylko dla Lindseya Buckinghama.
No, ale jak góra przychodzi do Mahometa, to jest zupełnie inna historia. Czyli ponieważ Madonna 21 lipca będzie na Murrayfield (gdzie w zeszłym roku niemal namiot rozbiłam), to nad czym się tu dwa razy zastanawiać. Nauczona doświadczeniem szarpnęłam się na pre-sale pass i w związku z tym jestem szczęśliwą posiadaczką biletu w cenie do przełknięcia. Bilety oczywiście rozeszły się jak świeże bułeczki, a ceny za jakie można je jeszcze kupić na GetMeIn i tym podobnych stronach powodują otwieranie się scyzoryka w kieszeni. Mówię tu o biletach na murawę stadionu, siedzące może jeszcze są za normalne pieniądze. I tak przy okazji znowu mi się nasunęło, że system sprzedaży biletów na koncerty obecnie przypomina system koników pod stadionem. Żenada. Bilety powinny być imienne. Jak ktoś nie może iść, to oddaje bilet i dostaje zwrot kosztów minus booking fee i przesyłka. Bilet jest z powrotem dostępny w kasie, w normalnej cenie i dostaje go ktoś, kto był na liście rezerwowej. Strony sprzedające bilety z drugiej ręki powinny być nielegalne. Mówi to altruistka, która sprzedała wolny bilet na Fleetwood Mac za tyle, za ile go kupiła.
1 komentarz:
W "Like a prayer" zakochałam się od pierwszego usłyszenia i choć nigdy nie obwieszałam pokoju plakatami Madonny, to jakoś tak w V/VI klasie przez dłuższy moment namiętnie słuchałam jakiejś jej składanki i marzyłam, że jestem jedną z występujących z nią tancerek.
Prześlij komentarz