Salon Piszących w Szkocji

poniedziałek, 17 stycznia 2011

A jednak... blue Monday

Dwa lata temu, jak w mordę strzelił, napisałam, że ten cały blue Monday to bzdura na resorach. Okazuje się, że to chyba jednak zależy od roku. I nie ma tu reguły bynajmniej, że jak nieparzysty, to jest ok, a jak parzysty, to do bani. Ni chu, chu. Regułą może jest natomiast, że jak się idzie z dziewczynami i hauserem na piwo (a kończy pijąc dużo wina), to potem się nie podnosi z łoża boleści przez cały dzień, a jak się podniesie 28 godzin później, to człowiek ma depresję. Nie wiem, bo mi się dopiero pierwszy raz zdarzyło w towarzystwie (cytuję) dziewic z Interaktywnego Salonu Piszących oraz wyżej wymienionego tyle wypić. Może powód jest bardziej oczywisty: w Pivie o 2 nad ranem zagrali Blue Monday New Order. A może to wynik dyskusji przy winie o efektach picia wody z konwalii, nie wiem. Prawdę mówiąc, gdyby mi Efemeryda nie przypomniała, to bym nawet nie pamiętała, że temat był poruszany. Uprzejmie proszę mi w komentarzach przypomnieć, co jeszcze było mówione, oprócz tematu przewodniego wieczoru, bo to aż za dobrze pamiętam. Pamiętam też czerwoną miseczkę i mam nadzieję, że jest jej ciepło w herbaciarni. Ach, i pamiętam, że wszystkie mamy słabość do braci Followillów, i nawet się dobrze złożyło, bo niechcący opiłyśmy urodziny Caleba.

Ach - i żeby było jasne: bawiłam się cudownie i mam nadzieję, że nie ostatni raz w tak szacownym gronie. Począwszy od dyskusji na tematy wiadome, poprzez kolegę Grahama can I have your number, oraz podobasz się tamtej koleżance, podpalanie papierosów przy śmietniku i wylądowanie w Pivie nad ranem - mam deja vu z czasów licealnych, lub wczesno-studenckich, a to jest zdecydowany komplement. Tylko wątroba już nie ta. Może mi dziś trochę blue, bo jak hauser stwierdził na Twitterze, weekendy odchodzą zbyt szybko, a powrót do szarej rzeczywistości jest bolesny. Dobrze, że jako literaci i kreatywni sercem, mamy swój świat po drugiej stronie lustra, do którego się możemy schronić i fajnie, że się tam czasem wzajemnie zapraszamy.

Czytelników spoza szacownego grona przepraszam za tę prywatę, ale musiałam, no musiałam.

18 komentarzy:

Gosia pisze...

co do tego deja vu..zgadzam sie w 100%.a to jest juz wiecej niz komplement.cud nawet powiedzialabym,bo ja ze swoim wrodzonym pesymizmem, mam cale zycie wrazenie,ze wszystko umiera bezpowrotnie.ze takie spotkania/noce/dyskusje nigdy sie nie powtarzaja.


co do tematow poruszanych:
piasek,tarcie,jak nie jest dobre jak jest,hero on the beach,sliwka -Wegierka;), gole baby,siedzenie obok lazienki i stereotyp myslenia Hausera na ten temat, poezja sprzed lat (wez sie Hauser;) ),wygrana Lakomej za technike, rozgladanie sie na boki podczas, siniaki, haftki przy biuscie,ktore nie byly haftkami;)
wymieniac dalej?;)

Kasia pisze...

O matko jedyna. Czyli jednak cały wieczór gadaliśmy o seksie. Albo o śmierci. Normalnie literaci pełną gębą.

Anonimowy pisze...

Efemeryda nie wiedziala o Blue Monday i przeprasza za przypomnienie
potrafie sie zgodzic ze cos z tym jest - godz lezenia i czekania na niewiadomo co a potem patrzenie sie w przestrzen (czyt. wielki zielono-szary kontener)
licze ze jutro bedzie juz weselej i tobie tez Lakoma :)

Kasia pisze...

Ne ma za co przepraszać. Woda z konwalii nie ma wpływu na pokacowe smutki, które właśnie mi przeszły, po tym, jak przeczytałam komentarz Gosi. Tym bardziej liczę, że to nie ostatni raz. Tylko następnym razem nie palę. ;)

Gosia pisze...

aaaaa....co do palenia...jak to hauser powiedzial a ja zaprotestowalam,ze wszystkie oprocz mnie;)
chodzi mi o to activity pod Victoria...i o ciagniecie;)

Kasia pisze...

Boże, Boże, idę schować głowę w piasek. Nie, w beton, normalnie.

szkocica pisze...

Ale mnie ciekawość zżera :) a już po przeczytaniu komentarzy, to normalnie wyłażę z siebie ;) a nie mogą się kiedyś literaci do Abe zjechać ???

Kasia pisze...

W ogóle gdzieś wyjechać na odludzie i tam pic i gadać - tfu, warsztaty zorganizować ;) Coś musimy wymyślić, bo coś czuję, że z odnogą aberdońska to by była jeszcze lepsza jazda :)

Gosia pisze...

Chcialam tylko zauwazyc,ze w sierpniu tego roku planuje swietowac moje 30.urodziny w ojczyznie mojej,w kraju nad Wisla.Najlepiej na odludziu,nad jeziorem lub posrod lasu!!!

Mozna polaczyc z warsztatami:)

Annette ;-) pisze...

Blue monday? Że to niby dzisiaj? No coś Ty! Fajnie jest i nawet to, że jutro znowu będę o rok starsza nastroju mi nie psuje.

valkiria pisze...

Widze, ze sie dzialo. Nie brak edynburskim literatom animuszu;)

Kasia pisze...

Gosia - kuszące jak diabli :)

Annette - no widzisz, czyli do tego jednak potrzebna impreza w sobotę w towarzystwie (cytuję) wariatów, których do siebie ciągnie :) Tych od wody z konwalii ;)

Kasia pisze...

Valkiria - normalnie, nawet nie wiesz jaki hauser ma demoralizujący wpływ. Wszystko przez hausera, z hauserem... jak to było? ;)

Gosia pisze...

oj tam oj tam!!
ja do soboty tez uwazalam,ze najbardziej demoralizujaca osoba w tym calym towarzystwie jest Hauser,ale...mylilam sie...

;)

Kasia pisze...

Cicho, cicho, prosze mi nie psuć opinii na moim własnym blogu ;)

szkocica pisze...

w hauserze? ;).... i mnie tam nie było!?! :P
hihihihihihi

Annette ;-) pisze...

Hmmm... Może i tak, ale w czasach gdy ze swoimi wariatami co sobotę wychodziłam, też nic takiego mi się nie zdarzało.

Dzięki za życzenia :-)

Anonimowy pisze...

Edis chciała jeszcze dodac, ze infantylność nie jest taka zła,całusy Kasiu sie nie sprzedaje
a telepatia poplaca :)